Notka od autora
Przepraszam za zwłokę, lecz byłam na wyjeździe i ciężko było mi dbać o bloga w tamtym czasie. Miałam też problemy z dostępem do Internetu, ale jak już wspomniałam - wróciłam.
Postaram się nadrobić zaległości w krótkim czasie.
Odpowiem też na nominacje do LBA, bo z tego co się zorientowałam - dostałam kolejne dwie (dziękuję).
Rozdział krótki, ale (moim zdaniem) świetnie buduje napięcie i to co zdarzy się w rozdziale dziewiątym. Przepraszam, jeśli uznacie, że jego go za mało.
Miłego czytania, czekam na Wasze opinie.
Spider
ROZDZIAŁ
8
–
Dziękuję, że przyszłaś. – Mówiła Marie, kuląc się pod kocem.
– Żaden
problem. – Przyjaciółka chwyciła ją za zimną, bladą dłoń. – Co się dzieje?
Czemu się tak boisz?
– Nie
wiem. – Głos młodej krawcowej zadrżał. – Mam jakieś… zwidy. Na krok nie
odstępuje mnie wrażenie, że ktoś na mnie patrzy. Ja… dosłownie czuję na sobie
czyjeś spojrzenie.
–
Spokojnie. Myślę, że to ze strachu. Lęk zmienia ludzi. – Inezia wciąż miała tak
spokojny głos, jak przez telefon. Wiedziała, że na Marie będzie to dobrze
wpływać. Zwłaszcza w obecnym stanie.
– Ale…
co jeśli…
– To nie
on. – Zapewniła, pewnym siebie tonem głosu. – On nie wychodzi z lasu, pamiętaj
o tym. – Pominęła oczywiście fakt jego wizyt u niej w domu. – Tutaj jesteś bezpieczna. Nawet w nocy.
Marie
spojrzała na nią po raz pierwszy. Do tej pory wzrok topiła w podłodze.
Odetchnęła głęboko, a bicie jej serca delikatnie zwolniło.
–
Dziękuję, że przyszłaś. – Powtórzyła, tym razem patrząc przyjaciółce w oczy.
– Nie
zostawiłabym Cię. – Zapewniła z uśmiechem Inezia.
– A jak
sprawy z Emilią?
–
Gorzej. – Wszelkie pozytywne emocje zmyły się z twarzy młodej kobiety, gdy do jej
uszu dobiegło imię jej opiekunki. – Ona też się zmieniła.
– Też?
Nie rozumiem. – Krawcowa zmarszczyła brwi w geście zdziwienia.
– Jak
już powiedziałam, lęk zmienia ludzi. Ty się zmieniłaś. Kate… przybrała dziwną
pozę podczas naszej rozmowy. Emilia zrobiła się… straszna. – Jąkała się Inezia,
jak gdyby szukając odpowiednich słów.
– Co
masz na myśli mówiąc o niej w ten sposób?
–
Chociażby ta sytuacja sprzed kilkudziesięciu minut. – Kobiecie stanął przed
oczami obraz samej siebie, jak wybiegała w panice z domu. – Byłam pewna, że
śpi. Minimalizowałam dźwięki, które z siebie wydawałam. Zeszłam na dół, a ona
tam czekała.
– Skąd
wiedziała, że zejdziesz?
– Nie
wiem. – Inezia podparła głowę rękami w geście zdezorientowania. – Powiedziała…
że mam wracać do pokoju, inaczej przejdzie do rękoczynów.
– Jakich
rękoczynów? – W oczach Marie ponownie wymalował się lęk.
– Nie
wiem, jej coś odbiło. Szczerze mówiąc, to nie chcę tam wracać. Zastanawiam się,
czy nie powinnam… pójść do niego.
– Ty nie
żartujesz. – Wywnioskowała z miny przyjaciółki młoda krawcowa. – Jesteś tego pewna?
– Tak. Muszę
go w końcu spytać, co tu się właściwie dzieje. Nie mogę… nie możemy dłużej
zwlekać.
Marie
zamilkła. Ponownie wbiła wzrok w podłogę. Obawiała się – wszystkiego, co się
działo. Odkąd Inezia przyjechała do Mouvind wszystko stanęło na głowie, nie
tylko ona miała tego świadomość. Ciężko jej było winić przyjaciółkę, niemniej
jednak nie można też było ukryć tego faktu. Najgorsze było dla niej to, że
właśnie zdała sobie sprawę z faktu, iż boi się o Inezię bardziej niż o siebie. Nie
chciała puścić jej do niego, chociaż serce podpowiadało jej, że powinna – to
mogła być jedyna szansa na spokój.
– Idź do
niego. – Powiedziała w końcu.
– Na
pewno? – Inezia w dalszym ciągu nie chciała zostawiać przyjaciółki samej.
– Tak,
dam sobie radę. – Zapewniła i wymusiła na swojej twarzy delikatny uśmiech.
– Dobrze. – Przyjaciółka uległa, jednak z niepewną miną.
Młode
kobiety podniosły się, Marie odprowadziła Inezię do drzwi, otworzyła je i
spojrzała w czarną otchłań w czasie, gdy Inezia zakładała na siebie płaszcz.
Poczuła lodowaty wiatr na swoich policzkach. Księżyc był prawie niewidoczny
przez ciemne chmury pałętające się po niebie.
– Może
weź latarkę? – Spytała, gdy jej przyjaciółka znalazła się już przed domem.
– Nie,
dziękuję. Poradzę sobie bez światła. – Zapewniła ją z uśmiechem, a jej oczy
były spokojne. – Przyjdę do Ciebie rano.
–
Powodzenia. – Powiedziała cicho, patrząc jak drobna, kobieca sylwetka niknie
pośród mrocznych odmętów nocy.
Zamknęła
drzwi. Znów odczuła dotkliwą samotność. Przez chwilę miała jeszcze ochotę
otworzyć te drzwi i krzyknąć na Inezię, aby zawróciła, jednak nie zrobiła tego
– wiedziała, że to spotkanie jest ważniejsze od niej. Wróciła do salonu drogą
jasno oświetloną przez każdego rodzaju lampy, jakie tylko miała w domu.
Telewizor nadal grał, a koc, pod którym jeszcze niedawno się kuliła na wpół
zwisał z kanapy.
–
Wszystko w porządku. – Powiedziała do siebie, wzruszając ramionami. Próbowała
się tym sama uspokoić.
Szybko
stwierdziła, że herbata uspokajająca to dobry pomysł. Weszła do kuchni i
pstryknęła wodę w czajniku. Wyjrzała jeszcze przez okno, Inezia zapewne już
dawno zniknęła za bramą. Nie była tego pewna, gdyż nic nie było widać, ale nie
trudno było się domyślić.
Odwróciła
się, aby oprzeć się o blat i spojrzała na niewielki, szklany stoliczek, który
stał na środku kuchni, a serce podeszło jej do gardła, burząc niebezpiecznie
krew w żyłach. Na szkle opierała się delikatnie, idealnie złożona, śnieżnobiała
karteczka.
„Nie tylko w
ciemności czai się zło. Światło też może być wrogiem.”
SPIDER