sobota, 31 stycznia 2015

CIEŃ - Rozdział 8

Notka od autora

Przepraszam za zwłokę, lecz byłam na wyjeździe i ciężko było mi dbać o bloga w tamtym czasie. Miałam też problemy z dostępem do Internetu, ale jak już wspomniałam - wróciłam.
Postaram się nadrobić zaległości w krótkim czasie.
Odpowiem też na nominacje do LBA, bo z tego co się zorientowałam - dostałam kolejne dwie (dziękuję).

Rozdział krótki, ale (moim zdaniem) świetnie buduje napięcie i to co zdarzy się w rozdziale dziewiątym. Przepraszam, jeśli uznacie, że jego go za mało. 

Miłego czytania, czekam na Wasze opinie.
Spider

ROZDZIAŁ 8

– Dziękuję, że przyszłaś. – Mówiła Marie, kuląc się pod kocem.

– Żaden problem. – Przyjaciółka chwyciła ją za zimną, bladą dłoń. – Co się dzieje? Czemu się tak boisz?

– Nie wiem. – Głos młodej krawcowej zadrżał. – Mam jakieś… zwidy. Na krok nie odstępuje mnie wrażenie, że ktoś na mnie patrzy. Ja… dosłownie czuję na sobie czyjeś spojrzenie.

– Spokojnie. Myślę, że to ze strachu. Lęk zmienia ludzi. – Inezia wciąż miała tak spokojny głos, jak przez telefon. Wiedziała, że na Marie będzie to dobrze wpływać. Zwłaszcza w obecnym stanie.

– Ale… co jeśli…

– To nie on. – Zapewniła, pewnym siebie tonem głosu. – On nie wychodzi z lasu, pamiętaj o tym. – Pominęła oczywiście fakt jego wizyt u niej w domu.  Tutaj jesteś bezpieczna. Nawet w nocy.

Marie spojrzała na nią po raz pierwszy. Do tej pory wzrok topiła w podłodze. Odetchnęła głęboko, a bicie jej serca delikatnie zwolniło.

– Dziękuję, że przyszłaś. – Powtórzyła, tym razem patrząc przyjaciółce w oczy.

– Nie zostawiłabym Cię. – Zapewniła z uśmiechem Inezia.

– A jak sprawy z Emilią?

– Gorzej. – Wszelkie pozytywne emocje zmyły się z twarzy młodej kobiety, gdy do jej uszu dobiegło imię jej opiekunki. – Ona też się zmieniła.

– Też? Nie rozumiem. – Krawcowa zmarszczyła brwi w geście zdziwienia.

– Jak już powiedziałam, lęk zmienia ludzi. Ty się zmieniłaś. Kate… przybrała dziwną pozę podczas naszej rozmowy. Emilia zrobiła się… straszna. – Jąkała się Inezia, jak gdyby szukając odpowiednich słów.

– Co masz na myśli mówiąc o niej w ten sposób?

– Chociażby ta sytuacja sprzed kilkudziesięciu minut. – Kobiecie stanął przed oczami obraz samej siebie, jak wybiegała w panice z domu. – Byłam pewna, że śpi. Minimalizowałam dźwięki, które z siebie wydawałam. Zeszłam na dół, a ona tam czekała.

– Skąd wiedziała, że zejdziesz?

– Nie wiem. – Inezia podparła głowę rękami w geście zdezorientowania. – Powiedziała… że mam wracać do pokoju, inaczej przejdzie do rękoczynów.

– Jakich rękoczynów? – W oczach Marie ponownie wymalował się lęk.

– Nie wiem, jej coś odbiło. Szczerze mówiąc, to nie chcę tam wracać. Zastanawiam się, czy nie powinnam… pójść do niego.

– Ty nie żartujesz. – Wywnioskowała z miny przyjaciółki młoda krawcowa. – Jesteś tego pewna?

– Tak. Muszę go w końcu spytać, co tu się właściwie dzieje. Nie mogę… nie możemy dłużej zwlekać.

Marie zamilkła. Ponownie wbiła wzrok w podłogę. Obawiała się – wszystkiego, co się działo. Odkąd Inezia przyjechała do Mouvind wszystko stanęło na głowie, nie tylko ona miała tego świadomość. Ciężko jej było winić przyjaciółkę, niemniej jednak nie można też było ukryć tego faktu. Najgorsze było dla niej to, że właśnie zdała sobie sprawę z faktu, iż boi się o Inezię bardziej niż o siebie. Nie chciała puścić jej do niego, chociaż serce podpowiadało jej, że powinna – to mogła być jedyna szansa na spokój.

– Idź do niego. – Powiedziała w końcu.

– Na pewno? – Inezia w dalszym ciągu nie chciała zostawiać przyjaciółki samej.

– Tak, dam sobie radę. – Zapewniła i wymusiła na swojej twarzy delikatny uśmiech.

– Dobrze. – Przyjaciółka uległa, jednak z niepewną miną.

Młode kobiety podniosły się, Marie odprowadziła Inezię do drzwi, otworzyła je i spojrzała w czarną otchłań w czasie, gdy Inezia zakładała na siebie płaszcz. Poczuła lodowaty wiatr na swoich policzkach. Księżyc był prawie niewidoczny przez ciemne chmury pałętające się po niebie.

– Może weź latarkę? – Spytała, gdy jej przyjaciółka znalazła się już przed domem.

– Nie, dziękuję. Poradzę sobie bez światła. – Zapewniła ją z uśmiechem, a jej oczy były spokojne. – Przyjdę do Ciebie rano.

– Powodzenia. – Powiedziała cicho, patrząc jak drobna, kobieca sylwetka niknie pośród mrocznych odmętów nocy.

Zamknęła drzwi. Znów odczuła dotkliwą samotność. Przez chwilę miała jeszcze ochotę otworzyć te drzwi i krzyknąć na Inezię, aby zawróciła, jednak nie zrobiła tego – wiedziała, że to spotkanie jest ważniejsze od niej. Wróciła do salonu drogą jasno oświetloną przez każdego rodzaju lampy, jakie tylko miała w domu. Telewizor nadal grał, a koc, pod którym jeszcze niedawno się kuliła na wpół zwisał z kanapy.

– Wszystko w porządku. – Powiedziała do siebie, wzruszając ramionami. Próbowała się tym sama uspokoić.

Szybko stwierdziła, że herbata uspokajająca to dobry pomysł. Weszła do kuchni i pstryknęła wodę w czajniku. Wyjrzała jeszcze przez okno, Inezia zapewne już dawno zniknęła za bramą. Nie była tego pewna, gdyż nic nie było widać, ale nie trudno było się domyślić.
Odwróciła się, aby oprzeć się o blat i spojrzała na niewielki, szklany stoliczek, który stał na środku kuchni, a serce podeszło jej do gardła, burząc niebezpiecznie krew w żyłach. Na szkle opierała się delikatnie, idealnie złożona, śnieżnobiała karteczka.


„Nie tylko w ciemności czai się zło. Światło też może być wrogiem.”

SPIDER

wtorek, 27 stycznia 2015

CIEŃ - Rozdział 7

ROZDZIAŁ 7

Inezia siedziała u siebie w pokoju. Zapadał już wieczór, słońce właśnie zniknęło w całości z nieboskłonu pozostawiając po sobie tylko jaśniejącą już poświatę. Młoda kobieta patrzyła, jak las delikatnie i powoli pogrążał się w ciemności. Starała się nie zaprzątać sobie głowy Marie i jej lękiem, ale nie mogła. W jej otoczeniu zaczynały dziać się coraz dziwniejsze rzeczy, a ona nie mogła nic z tym zrobić. Przynajmniej dopóki nie znała ich powodu.

Z przemyśleń wyrwał ją dźwięk zamykania drzwi wejściowych, który dobiegł ją z parteru. Kobieta wyjrzała ze swojego pokoju i zaraz potem dobiegł ją głos Jacka, który najprawdopodobniej oglądał jakiś mecz w telewizji – w tle słychać było rozentuzjazmowany głos charakterystyczny dla komentatora sportowego.

– Gdzie byłaś?

– Na spacerze. – Odparła od razu Emilia, mało przyjemnym tonem i gwałtownie zmieniła temat. – Inezia wróciła?

– No tak, jakże mogłoby obejść się bez tego pytania? – Pomyślała młoda kobieta wywracając oczami.

– Jest u siebie. – Oczywiście po takiej odpowiedzi zapadła cisza, a za moment na schodach rozległy się kroki.

Inezia cofnęła się do swojej sypialni i odeszła od drzwi. Oparła się rękami o parapet i ponownie utopiła spojrzenie w znacznie bardziej pociemniałym już, leśnym krajobrazie. Słyszała Emilię w korytarzu, za moment starsza kobieta stanęła w progu drzwi od jej pokoju.

– Dlaczego znowu tak wyglądasz? – Jej głos zabrzmiał tym razem trochę inaczej. Jak gdyby była w nim nuta pretensji.

– Tak po prostu. – Inezia nawet się do niej nie odwróciła, wzruszyła tylko ramionami. Nie zamierzała patrzeć jej w oczy, słysząc ton jej głosu.

Emilia wycofała się i zostawiła ją samą w pomieszczeniu. To było dziwne, kobieta spodziewała się kolejnego z rzędu wykładu na temat: „Nie powinnaś o nim myśleć.” Obróciła się w stronę pustych drzwi wejściowych z podejrzliwym spojrzeniem. Emilia również zdawała się zmienić. Znowu to samo pytanie – dlaczego?

– Co tu się dzieje? – Inezia popatrzyła w zacieniony kąt, z którego zwykle wyłaniał się mężczyzna. Po raz kolejny pożałowała, że wtedy nie spytała go o to wszystko. Teraz pozostawało jej tylko pójść za nim do lasu.

Nie mogła ukrywać faktu, że obawiała się tego. Z drugiej, jednak strony coś ją tam ciągnęło. Ciekawość, chęć poznania odpowiedzi na swoje pytania… a może ciągnęło ją do niego? Nie wiedziała, lecz ta dziwna potrzeba nie przewyższała jeszcze lęku, dlatego kobieta nie mogła zdecydować się, aby tam wejść.

***

Marie była w swoim domu, jak zwykle sama. Za oknami było już ciemno. W salonie grał telewizor, w kuchni, w czajniku gotowała się woda, a sama kobieta siedziała przy stole naprzeciwko kolorowego, grającego pudełka, poprawiając jakiś szkic, który narysowała niedawno. Rozglądała się czasem po pomieszczeniu, wszędzie miała zapalone światła ­– ostatnimi czasy nie była w stanie ich gasić, gdy zapadała noc.

Czuła dziwny niepokój, który towarzyszył jej od kilku dni, zawsze po zmierzchu. Telewizor grał głośniej niż wymagał tego jej słuch, aby zagłuszyć poczucie samotności w domu. Kobieta zawsze mogła zadzwonić do rodziców, do Inezii, czy do innych, swoich znajomych, jednak z jakiegoś powodu bała się nawet przyłożyć telefon do ucha. Wydawało jej się, że może usłyszeć tam coś dziwnego.

Sytuacja z tajemniczym liścikiem doprowadziła ją do takiego stanu. Gdy zaczęło jeszcze padać na dworze – dostała aż lekkich dreszczy. Gdy spojrzała w stronę okna, chcąc zorientować się na jak mocną ulewę się zapowiada, mignął jej tam obraz Kate z tym samym, dziwnym spojrzeniem.

Kobieta zdusiła w sobie krzyk, ale drgnęła i wypuściła nerwowo ołówek z ręki. Nie wiedziała, czy to tylko jej wyobraźnia płata jej figle od strachu, czy faktycznie widziała tam swoją sąsiadkę. Wciągnęła nerwowo powietrze nosem i wypuściła ustami, starając się opanować serce, które chciało wyrwać się z jej piersi.

– Spokojnie. Wszystko jest zamknięte, nikt tu nie wejdzie. – Powtarzała sobie pod nosem, dla własnego zdrowia psychicznego.

Spojrzała na swoją komórkę. Nie wytrzymała, sięgnęła po nią drżącymi rękami i z trudem wybrała numer do Inezii. Było późno, ale nie mogła się powstrzymać. Kamień opadł jej z serca, gdy usłyszała normalny sygnał oczekiwania na połączenie.

Inezia nie spała. Siedziała w swoim łóżku, ciężko było jej usnąć. Nagle jej telefon zaświecił, lecz kobieta odebrała połączenie zanim zdołał wydać z siebie jakikolwiek dźwięk.

– Marie? – Powiedziała półgłosem w obawie, że obudzi Jacka lub Emilię, których sypialnia była na drugim końcu korytarza na pierwszym piętrze domu. – Coś się stało?

– Tak. – Usłyszała roztrzęsiony głos przyjaciółki. – Boję się.

– Czego się boisz? – Inezia poczuła niepokój w sercu. Nigdy nie widziała Marie w takim stanie. Zawsze była taka radosna.

– Nie wiem. Jestem sama… boję się, że ktoś tu przyjdzie, ktoś chyba na mnie patrzy, czuję na sobie to spojrzenie...

– Nie jesteś sama, ja jestem z Tobą. Zaraz do Ciebie przyjdę. – Mówiła do przestraszonej przyjaciółki spokojnym głosem i wyszła z łóżka. – Ubiorę się i wychodzę, daj mi dwadzieścia minut i będę przy Tobie.

– Nie wychodź, coś Ci się stanie! – Marie panicznie podniosła głos.

– Nie stanie. – Przyjaciółka krawcowej nie zmieniła swojego tonu. – On mnie nie skrzywdzi. Zaraz u Ciebie będę. – Wyjaśniła i rozłączyła się.

Ubrała się najszybciej, jak tylko mogła. Uniknęła wszystkich czynności, które by ją spowolniły. Wyszła po cichu z pokoju. Kroki stawiała, jak kot polujący na płochliwą mysz. Dotarła do schodów, kierując wzrok na lekko uchylone drzwi od sypialni jej opiekunów. Wzięła głęboki wdech i postawiła stopę w skarpetce na pierwszym stopniu schodów. Udało jej się zejść w ciszy na parter, jednak gdy znalazła się już na podłodze, ogarnął ją paraliż.

– Wybierasz się dokądś? – Emilia siedziała przy jednej małej lampce, za stołem, przy którym zwykle jadało się w tym domu posiłki. W takim półmroku wyglądała dość przerażająco.

– Do Marie. Dzwoniła do mnie, że coś jej się dzieje. – Powiedziała cicho, a serce podeszło jej do gardła.

– Oczywiście. – Mruknęła sarkastycznie, a w jej oczach malowało się coś dziwnego. – Wracaj do pokoju, jeśli nie chcesz mieć kłopotów.

Inezia przybrała buntowniczą pozę. Zawrzał w niej gniew, jej przyjaciółka była w potrzebie i nie zamierzała jej zostawić. Nie cofnęła się do sypialni, wręcz przeciwnie – założyła buty. Emilia nie ruszyła się z miejsca, ale mierzyła ją gniewnym spojrzeniem.

– Mówię ostatni raz. Wracaj do pokoju. Nie zmuszaj mnie do rękoczynów.

– Jakich rękoczynów? – Pomyślała Inezia, a w jej oczach wymalowało się zaskoczenie, chociaż ogarnął ją niepokój. – Nie, wychodzę. – Starała się, aby zabrzmiało to pewnie. Podeszła do drzwi i złapała swój płaszcz.

– Wracaj tu! – Ryknęła na nią starsza kobieta, niskim, demonicznym głosem i poderwała się z miejsca, jednak nie zdołała nawet dotknąć Inezii. Młoda kobieta wybiegła w panice z domu.

Nie założyła nawet płaszcza. Biegła, trzymając go w ręku. Usłyszała jeszcze wrzask Emilii, która wybiegła za nią, ale zatrzymała się po kilku krokach, gdy lodowaty podmuch szarpnął jej włosami i zmusił do zmrużenia oczu. W tym momencie młoda kobieta zniknęła jej z pola widzenia. 

Dalej biegła, nie zamierzała się zatrzymywać. Podążała skrajem lasu, czując na sobie przeszywający wzrok. Wiedziała, że on ją obserwuje, ale nie zatrzymywała się. Musiała być teraz z Marie. W końcu to z jej powodu znalazła się w takim stanie.

– Marie?! – Zapukała głośno w drzwi, gdy do nich dobiegła.

– Inezia?! – Rozległo ze środka domu i po chwili szczęknęły zamki.

Z wnętrza domu błysnęło światło lamp, które rozproszyło nocną ciemność, oślepiając przez moment przybyłą kobietę, której wzrok zdołał się już przyzwyczaić do mroku. Marie rzuciła się na szyję przyjaciółce, która objęła ją w talii i mocno przycisnęła do siebie, czując, jak przechodzą przez nią fale drgawek.  


– Chodź do środka. – Inezia puściła Marie i zamknęła drzwi, oglądając się przez chwilę na ciemność, która przed momentem pozwoliła jej spokojnie i o dziwo bezpiecznie dotrzeć do domu krawcowej.

SPIDER

wtorek, 20 stycznia 2015

CIEŃ - Rozdział 6

ROZDZIAŁ 6

Inezia widziała już domek Marie. Była niedziela i kobieta miała wolne. Koniecznie chciała się z nią zobaczyć, tak przynajmniej wynikało z wiadomości, którą Inezia dostała wczesnym rankiem. Żywiła nadzieję, że jej przyjaciółka dowiedziała się czegoś, co mogłoby ją zainteresować. To była jedyna rzecz, która przychodziła jej do głowy, gdy rozważała powód tego spotkania.

Marie panicznie wypatrywała jej przez okno w kuchni już od dobrych kilkunastu minut. W dłoniach obracała nerwowo karteczkę, którą ubiegłego dnia odnalazła w swoim warsztacie. Trzeba było przyznać, że była już zdecydowanie bardziej pogięta, co świadczyło o dość sporym strachu odbiorcy tego liściku w związku z jego treścią.

– Nareszcie. – Mruknęła z ulgą widząc, jak jej przyjaciółka wchodzi przez bramę do jej niewielkiego ogródka otaczającego dom.

W oczy rzucił jej się jeden szczegół – Kate. Stała w oknie i uważnie przyglądała się Inezii. Gdy spostrzegła, że Marie ją zauważyła posłała jej dziwne, jak gdyby ostrzegawcze spojrzenie i odeszła od szyby. Młoda krawcowa stała chwilę wpatrzona w okno sąsiadki, gdy z transu wyrwał ją dzwonek do drzwi.

– Jestem. – Uśmiechnęła się Inezia, wchodząc do środka, gdy właścicielka jej otworzyła. – Co się stało?

– To. – Marie przekazała jej liścik.

Kobieta wzięła pogiętą karteczkę do rąk i odczytała słowo po słowie. Wróciła do początku i powtórzyła czynność, po czym popatrzyła w głęboko zaniepokojone oczy swojej przyjaciółki.

– To zachodzi za daleko. – Powiedziała nerwowym tonem. – Musimy komuś o tym powiedzieć.

– Od razu z góry założyłaś, że to od niego, prawda? – Inezia skrzyżowała ręce na piersiach.

– A od kogo innego? – Marie rozłożyła ręce w geście poirytowania, po czym pozwoliła im opaść bezwładnie, kończąc na obiciu o jej biodra.

– Był dziś u mnie w nocy, rozmawiałam z nim. Nie wierzę, żeby to on przysłał ten list. Nie wierzę.

– A spytałaś go o cokolwiek?

– Nie. – Przyznała po chwili ciszy Inezia. W tym momencie pożałowała swojego zawahania z minionego spotkania.

– Igrasz z losem, Inezia. Narażasz się. Proszę Cię, pomyśl co robisz. On nie jest normalny.

– Nie znasz go.

– A Ty go znasz?

Inezia zamilkła. Nie zamierzała już ciągnąć tej rozmowy. Przyjaciółka nie potrafiła jej zrozumieć przynajmniej takie odnosiła wrażenie. A może to ona nie potrafiła zrozumieć jej racji? Nie miała już pojęcia  co się stało? Na samym początku Marie była skłonna pomóc jej dowiedzieć się, co się tu dzieje, a teraz nagle kierował nią strach i bała się nawet o tym myśleć. Inezia nie potrafiła zrozumieć powodu tej drastycznej zmiany, która w niej zaszła.

– Pójdę już. – Mruknęła, odchodząc energicznie w stronę wyjścia z ogródka.

– Inezia, czekaj! – Marie stanęła w progu drzwi patrząc, jak jej przyjaciółka była już prawie przy furtce.

Ona, jednak nie zareagowała na jej wołanie. Prawdę mówiąc nie na tym była skupiona – patrzyła na Kate, która ponownie stała w oknie swojego domu. Mierzyła się z nią spojrzeniem zastanawiając się, gdzie podziała się ta miła i przyjacielska kobieta, która piekła szarlotkę i gościła je z ciepłym uśmiechem w swoim domu? Najwyraźniej nie tylko Marie się zmieniła. Nadal pozostawało pytanie – dlaczego?

***

Emilia była w domu sama, jak zwykle. Jack był w pracy, a Inezia – w jej przekonaniu – u Marie. Obecnie była w trakcie przyrządzania obiadu. Rosół, który gotował się w wielkim garnku roztaczał po całym parterze swój przyjemny zapach. Kobieta zamierzała już zabierać się za sałatkę do drugiego dania, gdy przerwało jej pukanie do drzwi.

– Zapewne Inezia wróciła. – Pomyślała, a na jej twarzy wymalował się szeroki uśmiech.

Zrzuciła z siebie niebieski fartuch, który miała w zwyczaju zakładać do prac kuchennych i odkładając go na fotel nacisnęła klamkę od drzwi wejściowych, gdy się przy nich znalazła. Niemniej jednak nie ujrzała tam tego, kogo się spodziewała. Można by powiedzieć więcej – to była ostatnia osoba, o której pomyślałaby w tamtej sytuacji.

– Kate? – Jej mina ewidentnie zrzedła, gdy zobaczyła przyjaciółkę z dawnych lat. Jak wiadomo kobiety są pamiętliwe, a Emilia pod tym względem wcale nie była wyjątkiem.

– Emilia. – Głos nieco młodszej kobiety zabrzmiał obojętnie. – Mogę wejść?

– Co Cię naszło na wizytę? – Spytała właścicielka domu, lustrując podejrzliwym spojrzeniem swego gościa.

– Musimy porozmawiać.

– Myślę, że nie mamy o czym.

– Chodzi o Inezię. – Kate doskonale wiedziała, że Emilia się złamie. I nie pomyliła się, zbyt dobrze ją znała nawet, jeśli nie widziały się od ponad dwudziestu lat. – Była u mnie. Pytała o Arcadio.

Emilię zatkało. Przez chwilę doznała całkowitego paraliżu, z zaskoczenia. Nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Gdy ocknęła się uświadomiła sobie, że jest to zbyt ważny temat, aby rezygnować z niego z powodu osobistej nienawiści do Kate. Wpuściła więc ją do domu i obydwie usiadły przy stole, mierząc się spojrzeniami.

– Więc? – Rozpoczęła na nowo Emilia.

– Inezia była u mnie i pytała o Arcadio. – Powtórzyła Kate, poprawiając swoje długie, czarne włosy. – Mówiła, że spotkała się z nim w lesie. Podobno ją wypuścił i podarował jej różę.

– Bo to prawda. O co Cię pytała?

– Mówiła bardzo ogólnie. Powiedziała, że chciałaby wiedzieć o nim więcej.

– Ze mną rozmawiała już bardziej konkretnie. Chciała wiedzieć kim jest, skąd się wziął w lesie i dlaczego zabija.

– Nic jej nie powiedziałam. – Wtrąciła od razu Kate, gdy tylko usłyszała przerwę w wypowiedzi dawnej przyjaciółki.

– Ja też nie, ale rozmawiałam z nim. Specjalnie wygoniłam ją do Marie na noc. Wiedziałam, że do niej przyjdzie. On ją chce. I będzie o nią walczył.

– Domyślam się. Ale ona nie powinna z nim być. – Głos czarnowłosej kobiety zabrzmiał dziwnie pewnie. To zaintrygowało Emilię.

– Inezia jest moją córką, więc rozumiem, że ja przejmuję się tą sprawą. Ale dlaczego Ty się w to mieszasz?

– Nie chcę, żeby ona z nim była. – W oczach Kate zarysowało się zawzięcie. Już było widać, że nie odpuści. 

– Sugerujesz coś?

– Obydwie mamy w tym interes. – Kate nachyliła się do niej. – Pora zostawić Nasze, stare sprawy jest teraz coś, co nas łączy i powinno Nas pojednać. Ty chcesz ją, a ja jego. Powinnyśmy działać razem.

– Chcesz się na nim zemścić?

– Mniej więcej. Upieczemy moją i Twoją pieczeń. – Czarnowłosa kobieta podniosła się nagle. 

– Jeśli się zgadzasz, spotkaj się ze mną o zachodzie słońca u mnie w domu. – Zaproponowała i wyszła.


Emilia patrzyła za nią przez okno. Planowała skorzystać z propozycji. Nie chodziło jej o pogodzenie się z Kate, ale dotarło do niej, że kobieta ma rację. Jeśli jej dawna przyjaciółka weźmie sobie Arcadio, ona odzyska Inezię. Sama nie wiedziała dlaczego, ale obudziła się w niej dziwna rządza, już nie opieki… ale posiadania Inezii przy sobie. Uznawała to, za matczyny instynkt. 

SPIDER

sobota, 17 stycznia 2015

LIEBSTER BLOG AWARD #2

Znów dostałam nominację, tym razem od:
z bloga:

Lojalnie uprzedzam, że nie nominuję już żadnych blogów - zrobiłam to przy pierwszej nominacji:
LIEBSTER BLOG AWARD #1

Ale odpowiadam na pytania:

1. Czy lubisz robić sobie kawę?

Bardzo! Jestem uzależniona, piję trzy lub cztery kawy dziennie. Ulubiona: z mlekiem, nie słodzona.

2. Jaki jest twój ulubiony odcinek anime, serialu, względnie "Mody na sukces"?

Nie oglądam żadnych seriali, nie lubię, nie jestem fanką, w związku z tym nie odpowiem na to pytanie.

3. Co lubisz robić w łazience/ czasie wolnym (niepotrzebne skreślić) ?

W czasie wolnym piszę, jeżdżę konno, zajmuję się moim/cudzym komputerem, rysuję, gram w karty lub piję kawę.

4. Kiedy chodzisz do kościoła?

W niedziele i na Święta.

5. Myślałeś o piercingu?

Mam przekłute uszy, więcej mi do szczęścia nie potrzeba.

6. Ulubiony super bohater z komiksów.

Nie posiadam takowego, nie czytam komiksów.

7. Ile lat miałeś, gdy założyłeś fejsa? O ile go masz.

Nie mam facebooka i nie zamierzam mieć.

8. Twoje motto życiowe.

"Memento Mori" i "Never Mind"

9. Lubisz nosić koszule?

Raczej nie... wolę, kiedy to mężczyzna ją nosi. ;)

10. Walczysz z potworami w czasie snu? 

Tak, moje koszmary mnie nie oszczędzają. Walczę z nimi nawet, jak się obudzę.

11. Ulubiona gra zespołowa.

Nie lubię gier zespołowych, nie mam ulubionej.


piątek, 16 stycznia 2015

CIEŃ - Rozdział 5

Krótka notka od autora

Rozdział wrzucony szybko... bardzo szybko. Z dedykacją dla Ari i wszystkich,
którzy czytają tą historię i motywują mnie do dalszej pracy.
Zdradzę, że obecnie jestem w trakcie pisania rozdziału 10.

Miłego czytania, czekam na Wasze opinie.
Spider

ROZDZIAŁ 5

Nastał ranek. Blade słońce unosiło się nad lasem i nad miasteczkiem Mouvind położonym pośród jego drzew. Wszystko ociekało tym samym blaskiem, powietrze było rześkie i przyjemne, a niebo czyste, nieskażone nawet jedną chmurką – zapowiadał się piękny dzień.
Marie otwierała już swój warsztat. Rozstała się z Inezią niedaleko miasteczka, miała nadzieję, że przyjaciółka spokojnie dotrze do domu. W końcu nic jej teraz nie zagrażało, przynajmniej dopóki było widno. Znaczy… chyba nic…

Z każdą chwilą miasteczko zaludniało się coraz bardziej. Marie w oddali wypatrzyła nawet Jacka, który wysiadał z samochodu. Wymieniła z nim uśmiechy i weszła do swojego lokalu. Wszystko było w porządku – warsztat był w takim stanie, w jakim go zostawiła. No może poza jednym szczegółem. Kartką leżącą na wysprzątanym blacie.

Marie chwyciła liścik w dłonie. Śnieżnobiała kartka idealnie złożona w pierwszej chwili zdawała się być jakimś przypomnieniem dla niej, często zostawiała sobie takie karteczki. Ale z reguły były to małe, samoprzylepne, żółte lub zielone wskazówki, które dyndały na ścianach, a nie pozostawione luzem w dodatku na blacie, gdzie zawsze walało się pełno rozmaitych różności.

„Powiedz swojej koleżance, żeby nie interesowała się tą historią.
Może się jej coś stać…”

Napisane czarnym tuszem. Wyraźnie, nie sposób było tego nie odczytać. Marie wertowała tekst kilka razy, jak gdyby nie rozumiała, co jest tam napisane. Wytrzeszczyła oczy i przygryzła wargi, ale łudziła się, że może coś jej się przywidziało. Niestety – odczytała wszystko poprawnie.

***

– Inezia. Jak było u Marie? – Emilia przywitała podopieczną serdecznym uśmiechem, gdy zastała ją z torbą przed drzwiami.

– Świetnie. – Uśmiechnęła się z musu, wchodząc do domu. – A jak u Was?

– Bez niespodzianek. – Emilia wzięła od niej torbę i zmieniła temat. – Przepiorę Ci te rzeczy.

– Nie ma potrzeby, piżama była świeża, a to tylko jedna noc. – W Inezii obudziła się nuta podejrzliwości, którą starała się maskować.

– Nie ważne, przecież to nic takiego. – Machnęła ręką opiekunka i zniknęła z jej torbą w pralni.

Inezia podążyła na górę, do swojego pokoju. Stając w progu od razu rzucił się jej w oczy szczegół, który wprawił ją w niemałą irytację – jej wazonik był pusty. Gdy z jej gardła już miał wydać się krzyk, za którego sprawą Emilia miała zjawić się na górze, kobieta się powstrzymała i dalej panowała cisza.

– Nie będę jej wołać. Nic nie powiem. Stracę szansę na uzyskanie jakichkolwiek
informacji. – Pomyślała i słowo się rzekło.

Pokręciła się chwilę po swoim pokoju. Liczyła na to, że tajemniczy mężczyzna zostawił jej cokolwiek w nocy, jednak się pomyliła. Oprócz braku róży wszystko było w takim stanie, w jakim je zostawiła.

Wyjrzała przez okno. Spojrzała na słońce, które górowało w zenicie. Przewertowała oczami drzewa, zanim jednak zdołała cokolwiek pomyśleć, ponownie usłyszała głos opiekunki.

– Czemu tak wyglądasz?

– Zastanawiam się, skąd ten mężczyzna wziął się w tym lesie? – Młoda kobieta odwróciła wzrok spowrotem na zadrzewiony teren i oparła ręce o parapet.

– Dlaczego zaprzątasz tym swoją główkę? – Emilia stanęła za nią. – Nie myśl już o nim.

– Staram się, naprawdę. – Kłamała, jak z nut. – Ale nurtują mnie pytania, na które nie znam odpowiedzi. Gdybym je znała, zapewne byłoby mi łatwiej.

– Jakie konkretnie pytania? – Zapytała opiekunka po chwili milczenia.

– Kim on jest? Skąd wziął się w lesie? Dlaczego zabija?

Emilia nic już nie powiedziała. Postała chwilę, wpatrując się w plecy swojej podopiecznej i w martwej ciszy opuściła jej pokój. Inezia od razu zobaczyła, że nie zamierza jej nic powiedzieć. W pewnym sensie nie było to dla niej specjalnym zaskoczeniem spodziewała się, że łatwo nie pójdzie.

***

Zapadł wieczór. Gwiazdy porozrzucane były na niebie, jak błyszczące diamenty na granatowym suknie. Iskrzyły się, oświetlając chociaż odrobinę mrok, jaki zapanował, a chłodne podmuchy nocnego wiatru, będące rutyną w tamtych stronach, wpadały przez celowo otwarte na oścież okno do sypialni Inezii.

Kobieta nie spała, była w stanie oczekiwania. Zimna temperatura ją orzeźwiała i nie pozwalała zapaść w sen. Jej zmęczone z lekka oczy błądziły po leśnym krajobrazie z nadzieją na wypatrzenie tego, czego szukały. Wszystko jednak na próżno.

– Czekasz na kogoś? – Usłyszała nagle głęboki baryton zza swoich pleców.

Obróciła się gwałtownie i spojrzała na mężczyznę w czerni. Stał opatulony przez swoją ciemność, a jego spojrzenie przeszyło ją na wskroś jak przy poprzednim spotkaniu, jednakże nie było to już takie nieprzyjemne.

– Jednak przyszedłeś. – Powiedziała cicho, patrząc jak mężczyzna wyszedł z zacienionego kąta i zbliżył się do niej.

– Następnym razem to Ty przyjdziesz do mnie. – Zapowiedział, stając przed nią.

– Jak? – Inezia spojrzała mu ostrożnie w ciemne, jak noc oczy.

– Przyjdziesz do mnie do lasu. – Stwierdził, a jego ręce w rękawiczkach spoczęły na jej
talii. – Wtedy to ja będę czekał na Ciebie.

Ciało Inezii po raz kolejny wypełniło się przyjemną temperaturą. Za moment poczuła, jak mężczyzna przyciągnął ją do siebie i sprawił, że położyła głowę i ręce na jego klatce piersiowej.

Kobieta czuła strach. Serce drżało z lęku, ale nie umiała stawić mu oporu. Kiedy była przy nim tak blisko, jak teraz ten lęk mijał. Bardzo powoli, ale zanikał. Inezia poczuła, jak mężczyzna objął ją zachłanniej, okrywając ją płaszczem. Nie pozwolił jej na jakikolwiek ruch tylko na podniesienie głowy, gdy zażądał tego przez uniesienie jej podbródka.

– Nie bój się. – Przesunął swoim kciukiem po jej aksamitnych ustach, skupiając się na ich delikatności.

– Mogę o coś spytać? – Zapytała spoglądając w jego ciemne oczy, a gdy mężczyzna kiwnął oszczędnie głową, kontynuowała. – Powiedz mi…

Zamilkła nagle. Przed oczami wymalowała jej się wizja jego gniewu w związku z zamierzonym pytaniem, miało ono bowiem dotyczyć jego przeszłości. Zobaczyła nóż… zobaczyła krew… przez moment miała nawet wrażenie, że usłyszała czyjś krzyk. Swój krzyk. Wzdrygnęła się, wyrywając samą siebie z transu dziwnej wizji. Popatrzyła na niego ponownie, a w jego oczach błysnęło, jakby zniecierpliwienie. Widocznie cisza musiała trwać dla niego zbyt długo.

– Jak masz na imię? – Wymyśliła na poczekaniu stwierdzając po chwili, że to bardzo trafne pytanie. Zdała sobie sprawę, że na nie również chce poznać odpowiedź.

– Mam wiele imion. – Powiedział, ciągnąc jej ręką po policzku, jak po płatku krwistej róży, którą jej ofiarował. Dostrzegł jej zniknięcie, jednak o nim nie wspominał. Doskonale znał jego powód, nawet lepiej niż sama Inezia.

– Pytam o to jedno. Prawdziwe.

Mężczyzna zamilkł. Skierował swój wzrok za okno i ocenił, że jego życiowy towarzysz – księżyc, za moment ustąpi miejsca słońcu. Inezia poszła za jego wzrokiem i również zdała sobie z tego sprawę. Czyżby straciła poczucie czasu w jego obecności? Miała wrażenie, że przytulał ją tylko kilka minut, podczas gdy rzeczywista czasoprzestrzeń wskazywała, że w jego ramionach spędziła kilka godzin.

Puścił ją z uścisku. Nagle, w jednej chwili. Inezia poczuła, jak znów ogarnął ją chłód jego oczu, a on tylko obrócił się i odszedł w stronę swojego mroku. Zatrzymał się jednak jeszcze na chwilę.

– Arcadio. – Mruknął i ciemność oplotła go, rozmywając jego ciało wśród swoich odmętów. 

SPIDER

czwartek, 15 stycznia 2015

CIEŃ - Rozdział 4

Krótka notka od autora

Chciałam przeprosić za tę wyskakującą reklamę z lewej strony (jeśli ktoś ją zauważył). Było to spowodowane pewnym, złośliwym oprogramowaniem, które wkradło się na mój komputer - mój blog nie jest stworzony w celach komercyjnych.
Problem został już usunięty.

I druga sprawa (taka dygresja ode mnie) - główna bohaterka NIE nazywa się Inez. Nazywa się INEZIA. Widzę, że sporo osób to myli, więc piszę, aby rozwiać wszelkie wątpliwości.

Miłego czytania, czekam na Wasze opinie
Spider

ROZDZIAŁ 4

Niebo było już szare, dobrze szare. Słońce pozostawiło po sobie tylko jaśniejącą, z każdą chwilą coraz mniej poświatę. Inezia i Marie w płaszczach stanęły na werandzie, gdzie jeszcze godzinę temu siedziała kobieta w podobnym do Emilii wieku. Młoda krawcowa zapukała w drewniane drzwi z rzeźbionymi zapewne ręcznie sercami, które po chwili otworzyły się bez jakiegokolwiek jęku, a w ich progu stanęła właścicielka domu o bujnych, kruczoczarnych włosach związanych w kok, opatulona beżową, wełnianą chustą.

– Panno Adams? – Uśmiechnęła się patrząc na Marie, z którą widocznie nie znała się za dobrze, skoro zwracała się do niej oficjalnie. – Mogę paniom w czymś pomóc?

– Mamy pewien problem. – Inezia poczuła, jak chłodny powiew wiatru, zwiastującego noc musnął jej policzki i rozwiał ciemnobrązowe, długie i proste, jak struny gitarowe
włosy. – Chciałybyśmy porozmawiać.

– Zapraszam. – Uśmiechnęła się życzliwie, patrząc na młode kobietki spokojnymi, jak gdyby lekko zaspanymi oczami u usunęła się z drogi do środka domu.

Inezia i Marie usiadły przy wskazanym, drewnianym stole w niewielkiej kuchni, gdzie rozchodził się przyjemny zapach świeżo pieczonego ciasta, które stygło na blacie obok lodówki. Szarlotka, niemniej jednak była najlepsza na ciepło, a zwłaszcza domowa o czym przekonały się przybyłe kobiety, mimo ich próśb, aby gospodyni nie kroiła ciasta.

– Cieszę się, że Wam smakuje. – Rozpromieniła się, gdy słyszała pochwały z ust gości. – Tak rzadko mogę kogoś częstować wypiekami. Nie często mnie ktoś odwiedza.

– Będę to robiła częściej, chociażby ze względu na te ciasta. – Roześmiała się Marie. – Jeśli się pani nie obrazi.

– Możecie mówić do mnie Kate. – Uśmiechnęła się szeroko. – Co Was do mnie sprowadza? Wspomniałyście coś o jakimś problemie. – Spojrzała na Inezię, gdyż to były jej słowa.

– Tak. To dziwny temat i zrozumiem, jeśli nie będzie chciała pani o tym z Nami
rozmawiać. – Uprzedziła od razu, na wejściu. – Co może mi pani powiedzieć o mężczyźnie tego z lasu?

– Myślę, że powinnam spytać najpierw, dlaczego chcesz cokolwiek wiedzieć? – Inezia spodziewała się wymalowania lęku w oczach kobiety, nerwowych tików lub niechęci do rozmowy, ta jednak dalej uśmiechała się delikatnie.

– Nie powie pani nikomu? – Zapytała, gdy wymieniła z Marie spojrzenia.

– Każdy ma swoje sekrety, szanuję to.

– Spotkałam go w lesie. W skrócie mówiąc… rozmawialiśmy chwilę, rozgniewałam go chyba przez przypadek i uratowałam się od śmierci tym, że dotknęłam jego klatki piersiowej, kompletnie instynktownie. Zrobił się ciepły, schował nóż i pomógł wrócić do domu. Wczorajszej nocy obudziłam się z różą przy łóżku.

– To na pewno od niego. – Inezię zdziwił fakt, że kobieta sama to wywnioskowała. A co ważniejsze, zdawało jej się, jak gdyby ta historia nie była dla niej niczym, dziwnym.

– Też to wiem. – Kontynuowała po chwili milczenia. – Ale Emilia bardzo się tym przejęła. Do tego stopnia, że dosłownie… wygoniła mnie na noc do Marie. – Inezia zająknęła się szukając odpowiedniego słowa.

– Ja uważam, że pani Johnson zachowała się tak, bo przelewa swoje matczyne pragnienia na Inezię, mimo że nie cały miesiąc temu była jej kompletnie obca. – Wtrąciła się na moment Marie. Uznała, że warto to dopowiedzieć, aby brać to pod uwagę.

– Rzeczywiście, nie dziwię się, że szukasz. Pytanie, czego? – Kate zwróciła się spowrotem do Inezii, przelotnie spoglądając na jej przyjaciółkę.

– Chciałabym dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Może to pomoże mi cokolwiek zrozumieć.

– Jesteś odważna. Uważaj, to bywa zgubne. – Kate utopiła w jej oczach swoje spokojne spojrzenie, a Inezia doświadczyła tego samego, a przynajmniej zbliżonego odczucia, którego pierwszy raz doznała przy mężczyźnie z lasu. – W tym mieście, każdy ma swoje sekrety. Mniej lub bardziej mroczne. On jest tylko ich… ucieleśnieniem.

– Nie rozumiem. – Inezia zmarszczyła brwi.

– Nie dziwne. Nie jesteś stąd. Właśnie dlatego mogę Cię zapewnić, że jesteś bezpieczna. On Cię nie skrzywdzi, bo niczym mu nie zawiniłaś. 

– Dobrze go znasz. – Inezia pozwoliła sobie mówić do Kate po imieniu tak, jak zaproponowała im na początku rozmowy.

– Nie tylko ja. – Inezia odebrała to tajemnicze zdanie, jako aluzję i postanowiła ciągnąć temat.

– Kto jeszcze?

– Jest kilka osób. Ale ta historia mogłaby przynieść Ci więcej szkód niż pożytku. Nie mieszaj się w to. – Ostrzegła, a uśmiech zszedł z jej twarzy.

– Już się wmieszałam. – Młoda kobieta liczyła, że Kate uzna to za argument, ale to nic nie pomogło.

– Tak Ci się tylko wydaje. Ta sprawa jest bardziej niebezpieczna niż możesz przypuszczać. Nie wolno Ci, nie wolno Wam igrać z tym, co się tu dzieje. – Inezia spojrzała na Marie, w której oczach malował się lęk. W pomieszczeniu zrobiło się, jak gdyby ciemniej.

– Ale, przecież on…

– Nie szukaj go, rozumiesz? – Kate przybrała dziwnie wojowniczą pozę. Kobiety nie spodziewały się po niej tego, wydawała się tak miła i spokojna, a teraz emanowały od niej negatywne emocje.

– Dlaczego?

– Dlatego. – Warknęła na nią robiąc się dziwnie podobna do Emilii, w kwestii obecnego zachowania.

– Chodźmy już. – Stwierdziła Inezia wymieniając wymowne spojrzenie z przyjaciółką. – Zrobiło się późno. – Powiedziała obrzucając Kate podejrzliwym spojrzeniem.

Marie poderwała się natychmiast, jak gdyby wypowiedź Inezii była dla niej, jak upragniony dzwonek na przerwę dla uczniów znudzonych lekcją. Czym prędzej obydwie kobiety opuściły dom Kate, która nawet nie odprowadziła ich do drzwi. Została na tym samym miejscu.

– Tu się dzieje coś dziwnego. – Podsumowała młoda krawcowa wypowiadając te słowa z wyraźnym lękiem, gdy razem z przyjaciółką podążały do jej domu.

– Widzę. Miałaś rację, to jest bardziej złożona historia.

– I co teraz? – Marie zadała to pytanie dopiero, gdy znalazły się wewnątrz jej domu, a drzwi były już zamknięte.

– Prawdę mówiąc, nie wiem. Może spytam Emilię o tą sprawę.

– Sądzisz, że cokolwiek Ci powie?

– Jeśli z nią umiejętnie porozmawiam, to może jest jakaś szansa. – Inezia sama nie wierzyła w swoje słowa, ale chciała chociaż spróbować.

– A co z nim?

– Tym mężczyzną z lasu?

– Tak. Nie boisz się? – Marie po rozmowie z Kate widocznie zmieniła punkt patrzenia na całą sprawę.

– Nie skrzywdził mnie. Kate twierdzi, że nadal tego nie zrobi, ale zakazuje mi mieszać się w tą sprawę. Spytam go i zobaczę, co on mi powie. Jeśli on mnie przekona, że nie powinnam nic wiedzieć… wtedy przestanę szukać czegokolwiek.

– Chyba nie pójdziesz do niego? – Marie złapała przyjaciółkę za ręce. – Inezia, proszę… martwię się o Ciebie. To co się tu dzieje nie jest normalne. Daj sobie z tym spokój. Proszę.

– Nie mogę, zrozum. I tak już jestem w to zamieszana. Chcę z nim porozmawiać. – Inezia wyswobodziła ręce z uścisku koleżanki i chwyciła klamkę.


– Dobrze, nie będę Cię zatrzymywała, ale proszę nie dzisiaj.

SPIDER

niedziela, 11 stycznia 2015

CIEŃ - Rozdział 3

ROZDZIAŁ 3

Piękne, pomarańczowe słońce ociekające złotem chyliło się już ewidentnie ku zachodowi. Jednak po mimo faktu, że był to tak piękny widok, nie zwiastował on nic dobrego – przynajmniej nie w tamtych stronach. O tej porze zamykały się ostatnie sklepiki, których właściciele po prostu mieszkali nie daleko. Ci, którzy mieli dłuższą drogę do domu zamykali swoją działalność znacznie wcześniej. Dlatego wszyscy z nich byli już w swoich domach lub właśnie do nich zmierzali. Marie również szykowała się do zamknięcia warsztatu, razem z Inezią układała na swoje miejsca ostatnie rzeczy – przyjaciółka nigdy nie pozwalała zostawiać jej chaosu w miejscu pracy, do czego miała skłonność, gdy nikt jej nie pilnował.

– Inezia? – Po dźwięku otwarcia lekko skrzypiących drzwi rozległ się nagle znajomy dla obydwu młodych kobiet, damski głos.

– Pani Johnson, dzień dobry. – Uśmiechnęła się promiennie, jak do każdego Marie, gdy jej oczom ukazała się opiekunka jej przyjaciółki z koszykiem zakupów.

– Coś się stało? – Inezia wyłoniła się z wnęki z materiałami.

– Nie, wszystko w porządku. Ale Jack zamknął właśnie sklep i czeka w samochodzie, żeby nie było powtórki z rozrywki. – Powiedziała wymownie spoglądając na podopieczną. – Marie, podrzucimy Cię do domu.

– To miłe, tylko zamknę. – Stwierdziła młoda krawcowa, zgarniając swoją torbę i klucze z wysprzątanego już blatu.

– Mam jeszcze do Ciebie pytanie, słonko. Czy Inezia mogłaby przenocować dziś u Ciebie?

– Co? Zaraz, ale dlaczego? – Spytała ze zdezorientowaną miną młoda kobieta, gdy podeszła do nich.

– Jasne, nie ma problemu. Moje drzwi są zawsze otwarte. – Roześmiała się Marie biorąc przyjaciółkę pod rękę.

– Nie mam rzeczy. – Inezia podkreśliła pewnym siebie tonem głosu. Nie chodziło jej o brak chęci w kwestii nocowania u koleżanki, tylko raczej o dziwne zachowanie jej opiekunki. Czyżby Emilia tak bardzo przejęła się tym incydentem z różą?

– Spakowałam Ci Twoją piżamę, ręcznik, kosmetyczkę i rzeczy na jutro. – Zapewniła starsza kobieta. – Torba jest w samochodzie. Chodźcie już. – Ponagliła je wychodząc.

– Dziwne. – Mruknęła, gdy zostały same.

– Spokojnie, będzie fajnie. Mam pełną lodówkę i dobre filmy. – Roześmiała się Marie, gdy obydwie wyszły przed warsztat.

– Nie o to chodzi, wiem, że będziemy się dobrze bawić, ale Emilia mnie zaskoczyła. Mam wrażenie, że to chodzi o…

– Cicho. – Szepnęła do niej, przekręcając klucz w zamku. – Pogadamy o tym, jak będziemy u mnie. Udawaj, że wszystko jest w porządku, unikniesz zbędnych wykładów.

Inezia uznała, że Marie ma racje, więc słowo się rzekło – nie odezwała się przez całą drogę, wymieniała tylko spojrzenia z koleżanką, gdyż obie siedziały na tylnich siedzeniach samochodu Jacka. Zerkała też od czasu do czasu podejrzliwie na Emilię. Nie spodziewała się po niej, że mógł jej strzelić do głowy taki pomysł. Kiedy ciemnozielony jeep zatrzymał się przed domem Marie, młode kobietki wysiadły z samochodu.

– Bawcie się dobrze. – Uśmiechnął się Jack, machając do nich. Zapewne nie miał wiele wspólnego z pomysłem swojej żony, w zasadzie to nigdy specjalnie nie miał nic do powiedzenia. Był ugodowym człowiekiem, to Emilia rządziła w domu. Inezia zdążyła to już zauważyć.

– Tylko żadnych głupot. – Uprzedziła Emilia, nie musząc tłumaczyć o co jej chodzi.

Za moment terenowy samochód Jacka znikał już za horyzontem leśnego krajobrazu. Marine otworzyła domek z klucza, witając się po drodze z sąsiadką, która siedząc na swojej werandzie obserwowała ostatnie tchnienia słońca w tym dniu. Zaprosiła Inezię do środka, pokazała jej gdzie może odstawić torbę, a kiedy jej przyjaciółka się rozpakowywała, zaparzyła dla niej i dla siebie po kubku czarnej herbaty z sokiem malinowym, domowej roboty jej mamy. Przyjemny zapach parującego napoju, który rozszedł się po całym domu, przywołał Inezię do salonu, gdzie Marie zdążyła już włączyć jakąś komedię.

– Siadaj, oglądamy. – Właścicielka domu rozłożyła się wygodnie na kanapie, lecz Inezia przycupnęła tylko obok.

– Naprawdę nie wiem co jej odbiło. – Marie widziała, że Inezia potrzebuje porozmawiać o tym co się dzieje, więc wyprostowała się i spojrzała na nią z uwagą. – To tylko jedna róża. Nic się nie stało, a ona robi z tego wielką aferę. Ona nawet nie jest moją matką! Nie jest moją rodziną!

– Pani Johnson nie może mieć dzieci. Dlatego swoje niezaspokojone, matczyne pragnienia przelewa na Ciebie. Chce Cię traktować jak córkę zarówno w stanie spokoju, jak i zagrożenia. 

– Wiem, ale ja jestem dorosła. Nie ułożyło mi się w życiu, to prawda, ale nie pozwolę, aby ktokolwiek nim rządził. I to jeszcze osoba, która nie jest ze mną w żaden sposób związana.

– A on? – Marie uśmiechnęła się do niej, sądząc, że to lepszy temat do rozmowy na chwilę obecną.

– Kto?

– Twój adorator. – Krawcowa roześmiała się i wstała. – Co mi o nim powiesz? – Spytała truchtając na moment do kuchni, która łączona była z jej salonem.

– Co ja mogę o nim powiedzieć? Widziałam go tylko raz i to w takich okolicznościach.

– Nie chciałabyś dowiedzieć się o nim czegoś więcej? – Rzuciła bez zastanowienia  i w tym samym momencie co Inezia, zdała sobie sprawę z faktu, że jest to naprawdę dobry pomysł.

– W sumie... chciałabym. Kim jest? Skąd się wziął? Intryguje mnie.

– Wiesz… mieszkam w tym mieście odkąd skończyłam pięć lat. Moja rodzina się tu przeprowadziła, nie wiedzieliśmy jeszcze wtedy o tym przekleństwie. W zasadzie to nie jest źle, jak nie chodzisz w nocy do lasu to jest spokój. On nie podchodzi bliżej miasta, po prostu pilnuje swojego terenu.

– Ciekawe, dlaczego? – Inezia zeszła na trop, na który Marie sprowadziła ją nieświadomie.

– Jedno co mogę Ci powiedzieć, że z tego co zdołałam się zorientować to, to nie jest sama w sobie, solowa historia. To nie było tak, że jakiś facet zamieszkał w lesie i sobie zabija ludzi bo ma nierówno pod sufitem.

– Próbowałaś się kiedyś czegokolwiek dowiedzieć?

– Tak, swego czasu mnie to interesowało, kiedy otwierałam mój warsztat trzy lata temu. – Marie była momentami roztrzepana, gdy za bardzo się czymś ekscytowała, na przykład swoimi, nowymi kreacjami, niemniej jednak teraz mówiła całkiem do rzeczy. – Ta, moja sąsiadka, do której machałam, ona coś wie. Z tego co wiem, przyjaźniły się kiedyś z Emilią, ale nikt nie wie dlaczego ta przyjaźń się rozerwała.

– Myślisz, że mogłabym z nią porozmawiać?

– Teraz jest dobra okazja. Chodź.

***

Emilia siedziała w pokoju Inezii przy niewielkiej lampce. Czekała na niego, wiedziała, że przyjdzie i nie odpuści. Nie pomyliła się. Gdy tylko noc zapadła na dobre, męska sylwetka zarysowała się w mroku, z którego za moment on się wyłonił. Spojrzał na starszą kobietę, a w jego oczach błysnęła nienawiść. Nie mniej jednak zachowywał pozorny spokój. Emilia na jego widok wstała. Nie wyczuwał jej lęku, w końcu znała go niestety lepiej niż wszyscy inni.

– Po co tu przyszedłeś? – Warknęła na niego.

– To Twój dom? – Spytał chłodno, a jego wzrok przeszył ją tak, że aż poczuła ciarki na swoich plecach.

– Tak i dlatego nie powinno Cię tu w ogóle być. Odejdź stąd i nigdy nie wracaj.

– Nie przyszedłem do Ciebie.

– Wiem. I dobrze wiem do kogo. Masz zostawić moją córkę w spokoju.

– To nie jest Twoja córka. Ty nigdy nie będziesz miała własnych dzieci. – Uśmiechnął się szyderczo, wiedząc, że to jej słaby punkt.

– Inezia to jest moja córka! – Zdenerwowała się kobieta, a jej serce drgnęło od żalu.

– Inezia. – Wypowiedział namiętnie jej imię, gdyż dopiero teraz je poznał. – Pięknie.

– Masz trzymać się od niej z daleka, rozumiesz?! – Emilia zaczęła krzyczeć, a on wyczuł jej strach. – Jesteś potworem! Potworem, nie człowiekiem!

– Stworzyliście sobie potwora. – Mężczyzna wyciągnął nóż czując, jak w kobiecie budzi się coraz większe przerażenie. – Mógłbym teraz poderżnąć Ci gardło, wypruć z Ciebie flaki i wywiesić je przed moim lasem w ramach ostrzeżenia. Z radością patrzyłbym na taki widok, ale chcę, żebyś to Ty patrzyła, jak ją tracisz. Sprawi mi to więcej radości. 

– Masz zostawić Nas w spokoju! Masz ją zostawić! Zostawić, rozumiesz?! – Emilia poczuła się zagrożona, choć przez całe spotkanie starała się to kontrolować. Wiedziała, że mężczyzna dosłownie żywił się strachem swoich ofiar.

– Kiedyś odebrałaś mi wszystko, bo liczyło się dla Ciebie tylko Twoje szczęście. Teraz ja postąpię tak samo i będę patrzył, jak cierpisz. Ona Cię zostawi, będzie moja. – Zapowiedział i zginął w odmętach swojej ciemności. 

SPIDER