środa, 18 marca 2015

NOWY BLOG już otwarty!


Tak więc, moi drodzy przyszedł czas na ostatni wpis na tym blogu.
Dziś dzień oficjalnego otwarcia bloga z moim nowym opowiadaniem.

Link:


Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. :)

A co do "Cienia" - bloga nie usuwam!
Zostaje on, po prostu jest to opowiadanie skończone, ale dalej będę tu zaglądała, publikowała komentarze i zapewne, jeszcze kiedyś pojawi się tutaj jakaś notka,
jeśli będę miała w planach następnego bloga, kiedy skończy się "Hipnotyzer".

ZAPRASZAM NA NOWĄ STRONĘ!

i żegnam się ze starą... 

Mam nadzieję, że się podobało!

SPIDER

piątek, 13 marca 2015

CIEŃ - Rozdział 14 (The End)

Krótka notka od autora

Ostatni rozdział "Cienia" przed Wami.
Dziękuję wszystkim, którzy tu wchodzili i czytali, ale ta historia jest raczej piękna
tylko raz. :)

Blog zostaje zamknięty, skoro skończyło się opowiadanie, ale ja nie odchodzę.
Myślę, że na przełomie marca-kwietnia pojawi się tutaj
jeszcze jeden OSTATNI post, na którym
opublikuję link do nowego bloga.

A na razie żegnam się z Wami...
Rozwiewam wszelkie cienie...
Spider

ROZDZIAŁ 14

Inezia patrzyła, jak Emilia trzyma w rękach nóż. Jej ciało drżało, nie mogła się opanować. Miała wrażenie, że czuje już jak ostrze zagłębia się w jej ciało. Wiedziała, że to nie będzie takie delikatne, jak wtedy, gdy robił to Arcadio.

Znów nie mogła wykrztusić z siebie słowa. Chciała błagać Emilię, aby niczego nie zrobiła, ale głos nie pozwalał jej na to. Ręce bolały ją już od ciągłego trwania w jednej pozycji, a sznury zdawały się ją gryźć, jak atakujące psy.

Emilia zatrzymała się nad nią z uśmiechem, a w dłoniach obracała czyste, jak jej wcześniejsze łzy ostrze. Młoda kobieta uroniła już tylko jedną, słoną kropelkę nie miała już czym płakać. Jej wzrok skierował się na moment za plecy starszej kobiety, a w mroku dostrzegła znajomą sobie sylwetkę. Rysowała się w ciemności niezwykle szybko, Inezia zastygła wpatrując się w mężczyznę, jak w swojego wybawcę.

Starsza kobieta zdołała zauważyć jej dziwne zachowanie. Zdążyła się tylko odwrócić, jak Arcadio rzucił się na nią i przygwożdżając ją do ściany podciął jej gardło płynnym ruchem, nie dając jej szansy na jakiekolwiek wyjaśnienia, walkę, czy błaganie o litość. Krew trysnęła mu na czarną koszulę, ale zdawała się zlać z nią nie pozostawiając po sobie śladu. Mężczyzna nie patrzył już nawet, jak trup opada bezwładnie na ziemię, znalazł się przy Inezii i rozciął więzy nożem splamionym krwią Emilii.

– Mój aniele. – Wyszeptał, biorąc ją drżącą i zapłakaną w ramiona. – Chodź, zabiorę Cię stąd. – Tulił ją do siebie i okręcił swoim płaszczem. – Daleko stąd.

Inezia poczuła, jak ciepło wygoniło jej chłód, drżenie i bladość. Poczuła się spokojna i bezpieczna, a chwilę potem delikatnie ogarnęła ją jego ciemność.

Zabrał ją do swojego domu. Zamknął szczelnie drzwi, obiecując, że już nikt oprócz niego jej nie dotknie. Posadził ją przed kominkiem, dał herbaty, usiadł obok i objął ją silnymi rękami, szepcząc, że należy do niego. W pewnym momencie przestał rozróżniać, czy mówi to wszystko dla jej spokoju, czy dla zaspokojenia własnej żądzy, z której pomocą obiecał sobie już nigdy nie wypuścić jej z tego dworu samej.

– Idź spać. – Położył ją do łóżka i wyszeptał, nakrywając ją kołdrą.

– Co z Tobą? – To pytanie wyraźnie oznaczało, że kobieta nie chciała usnąć sama.

– Idę na łowy. Wrócę chwilę przed świtem. – Obiecał kładąc delikatnie dłoń na wyciętym sercu w jej klatce piersiowej. Chwilę później odsunął dłoń, a w jego oczach znów zapanował dziwny chłód. – Nie wychodź z pokoju, dopóki nie wrócę. – Ostrzegł, a gdy ona pokiwała posłusznie głową rozpłynął się w nocnych ciemnościach.

Wiedział, że Inezia nie złamie zakazu. Była na to zbyt lękliwa i zbyt mu oddana po tym, jak ją uratował. Osiągnął to co chciał – całkowite posłuszeństwo kobiety względem jego osoby. Był więcej niż pewien, że nie spróbuje się mu sprzeciwić, miał wszelkie podstawy, aby wnioskować, że kobieta zrobi wszystko to, co jej powie. Taki był jego cel i w końcu go osiągnął.

Powłóczył się w ciemnościach po lesie, lecz wrócił wcześniej, niż mówił. Wrócił do Kate, która leżała przywiązana na stole, a jej łydki owinięte były w stary materiał, aby się nie wykrwawiła. Zaczęła oddychać ciężej, a w jej oczach wymalował się niepokój, gdy zobaczyła nad sobą Arcadio.

– Emilia nie żyje. – Powiedział obojętnie, niczyja śmierć nie robiła na nim wrażenia od bardzo długiego czasu.

– Zabiłeś ją. – Stwierdziła bez namysłu Kate.

– Owszem. Nie martw się, Ciebie będę trzymał przy życiu, jak najdłużej. – Ścisnął jej prawą stopę za miejsce, gdzie powinny być palce, wywołując na jej twarzy grymas od bólu. – Inezia jest moja tak, jak zapowiedziałem. Nie wie, że tu jesteś i nie usłyszy Cię. Jesteś zbyt głęboko pod ziemią, aby ktokolwiek Cię usłyszał.

– Ona od Ciebie ucieknie. – Na jej twarzy na chwilę zagościł złośliwy uśmieszek, lecz zniknął, gdy mężczyzna zwiększył uścisk. – Jesteś potworem.

– Nie ucieknie. Jest zbyt wdzięczna, za uratowanie życia, zbyt zapatrzona we mnie i równocześnie zbyt bardzo się boi, aby się mi sprzeciwić. – Na jego twarzy wymalował się uśmiech. – Kiedy będzie gotowa, Lucyfer udzieli mi łaski i wypali jej nieśmiertelność, tak ja mnie. Zostanie moja na zawsze, zapłacę za to Twoją, umęczoną duszą.

– Ty naprawdę jesteś psychopatą. Uważasz Szatana za boga? Tylko jeden Bóg może wymierzać sprawiedliwość!

– Nie znasz dnia, ani godziny. Zna je tylko Bóg i znam je tylko ja. Umarłem, jako dziecko i odrodziłem się, jako dorosły, aby nękać takich szubrawców, jak Ty. A ona będzie u mojego boku, jako moja przyjemność, której nie zaznałem odkąd Szatan wziął mnie za sługę. – Kate słuchała tego z niedowierzaniem w oczach.

– Jesteś opętany! – Krzyknęła, szarpiąc się.

– Tak, opętany. – Roześmiał się. – Szatan przywrócił mnie do życia, pozwalając mi odsyłać należące się mu dusze tam, gdzie ich miejsce, do Piekła. I Ty tam pójdziesz. Z mojej ręki, jak inni.

– Odejdź!

– Ja nie odejdę nigdy. – Rozciął jej policzek i zapatrzył się w grymas, jaki pojawił się na jej
twarzy. – Ty też nie prędko zaznasz spokoju.

– Gdyby chciał ocalić którąkolwiek z moich ofiar, nie zgodziłby się, aby mnie tu posłać. Nie trwałbym przy życiu wiecznym tutaj, gdyby tego nie chciał. – Przesunął ostrze nad jej ucho. – Nie ocali Cię. To Twoja zasłużona kara. – Obciął jej ucho.

Rozległ się krzyk, który towarzyszył mu jeszcze, gdy wychodził. Powrócił do Inezii kilka minut przed wschodem słońca i ujmując delikatnie jej dłoń, zszedł z nią do swoich podziemi, w których siedział za dnia. Panował tam półmrok, paliły się tylko świecie, lecz atmosfera była niesamowita. Kobieta szybko do tego przywykła, wychodziła czasem przed dom popatrzeć na słońce, ale szybko wracała do jego mroku. W nocy wyglądała na niego przez okno, rzadko kiedy spała. Długo nie mogła wychodzić do lasu. Niezależnie od pory dnia, Arcadio jej na to nie pozwalał. Dopiero po roku spędzonym z nim, po raz pierwszy poszła sama na spacer.
Wyszła przed zmierzchem. Spacerowała ociekając pomarańczowym blaskiem zachodzącego słońca. Gdy tylko rozmyła się słoneczna poświata i zapadła noc, Inezię owiały chłodne podmuchy.


Dla niej to już nie był tylko wiatr…

poniedziałek, 2 marca 2015

CIEŃ - Rozdział 13

Krótka notka od autora

Jak sami (chyba) widzicie - "Cień" dobiega końca.
Rozdział, który macie okazję czytać jest rozdziałem przedostatnim. 

Jestem obecnie w procesie tworzenia nowego bloga z nowym opowiadaniem.
Nie wiem jeszcze co prawda którym, bo obecnie piszę dwa... ale mam jeszcze czas, aby się zastanowić.

Miłego czytania, czekam na Wasze opinie.
Spider


ROZDZIAŁ 13

Kate o zmierzchu stała na skraju lasu. Czuła na sobie wzrok, to odczucie było coraz bardziej wyraźne i dotkliwe, gdy niebo ciemniało coraz mocniej. Była więcej niż pewna, że Arcadio nie odmówi sobie wyjścia do niej, a dopóki nie zagłębiła się na jego teren czuła się bezpieczna – wiedziała, że wystarczy jej tylko odbiec kilka metrów, aby mężczyzna nie mógł jej dosięgnąć.

– Czego tu chcesz, żmijo? – Przeklął ją gniewnym tonem, nie ukazując się jej oczom.

– Przyszłam zapowiedzieć Ci Twój koniec. – Powiedziała z dumnym uśmiechem i oczami owładniętymi szaleńczą uciechą.

– Koniec… zakończyć to ja mogę Twoje życie.

– Jeśli to zrobisz, już nigdy nie zobaczysz swojej ulubienicy. – Stwierdziła, a po dłuższej chwili milczenia jego potężna sylwetka zarysowała się w mroku, a lodowaty podmuch wiatru szarpnął jej włosami w tym samym momencie.

– Daję Ci minutę, żeby powiedzieć mi gdzie ona jest. W przeciwnym razie skończysz, jako moja zabawka. – Uprzedził głębokim, niebezpiecznym barytonem, a Kate poczuła ciarki na swoich plecach, nie wyłamała się jednak.

– Jest żywa i jeśli chcesz zatrzymać taki stan rzeczy, nie uśmiercisz mnie. – Wypowiadając te słowa wierzyła jeszcze w ich sens.

– To prawda, nie zabiję Cię. – Uśmiechnął się szyderczo pod nosem, czego kobieta nie widziała. Mrok maskował jego twarz.

– Z resztą, nawet nie spróbujesz wyjść po mnie poza las. – Kobieta nabrała pewności, którą on szybko zgasił.

– Nie muszę po Ciebie wychodzić. – Jego głos zabrzmiał pewnie, a wiatr zawiał za plecami kobiety z taką siłą, że wepchnął ją między drzewa.

Kate poczuła, jak serce podeszło jej do gardła. Ten podmuch wywiał z niej całą pewność siebie. Nie zdążyła nawet wydać z siebie krzyku, jak ciężkie uderzenie spoczęło na jej czaszce, a obraz rozmył się tak, jak jej świadomość odnośnie czegokolwiek.

W tym samym czasie…

Inezia czekała – nie miała wyjścia. Jej zrozpaczone oczy przyzwyczaiły się już do egipskich ciemności. Widziała wszystkie, cztery kąty pomieszczenia, gołą podłogę, koc, na którym siedziała i zarys schodów, które prowadziły do klapy. Martwa cisza otaczająca ją czasem zdawała się jej być zdradziecka. Pamiętała groźby Emilii, bała się odezwać, lecz ta głuchota namawiała ją do tego. Jej słuch zaczynał płatać jej figle, zdawało jej się, że słyszy głos Arcadio, który szepcze do niej, że jest jego aniołem. Innym razem słyszała Jacka, opowiadającego jej historię, jaka łączy Emilię i Kate z leśnym mordercą. Zdecydowanie najgorszym złudzeniem było wrażenie dźwięku otwierającej się klapy. Kobiecie już ze dwa razy poleciały przez to łzy. Z przerażenia.

Nagle ze szczelin w suficie, który był podłogą dobiegło ją światło. Niby były to tylko trzy, niewielkie strumienie świetlne, które wpadły przez dziurki w okolicach klapy, lecz w obecnym momencie było to, jak dzień dla Inezii. Kobieta, mimo strachu, żalu i rozpaczy, hordy obaw i nieposkromionych nerwów zdała sobie sprawę, że musiała zapaść na tyle głęboka noc, iż Emilia zapaliła światło w domu.

Nie minęło kilka chwil, jak klapa otworzyła się z charakterystycznym, piszczącym dźwiękiem nienaoliwionych zawiasów, którzy przeszył serce Inezii na wskroś, sprawiając, że ponownie zalała się łzami, a jej ręce zadrżały. Starsza kobieta weszła do niej i stanęła nad nią, jak kat nad skazańcem.

– Moja córeczka znów płacze. – Stwierdziła, a jej zimne, oślizgłe dla Inezii ręce spoczęły na jej twarzy. – Chcesz może coś powiedzieć? Do kogoś krzyknąć?

Młoda kobieta milczała, łykając własne łzy. Emilia spuściła swój wzrok na jej biust i dostrzegła coś czerwonego. Dotknęła tego miejsca palcem, ucisnęła zbyt mocno i Inezia jęknęła cicho.

– A to co? – Spytała i rozdarła jej gołymi rękami materiał sukienki, odsłaniając piersi i ranę w kształcie serca. – Sama sobie to wycięłaś?

Inezia pokiwała tylko głową, mając nadzieję, że Emilia nie domyśli się prawdziwej wersji wydarzeń. Nie mogła się bowiem odezwać wiedziała, że to podstęp.

– Cóż, skoro tak lubisz takie zabawy, idę po nóż. – Uśmiechnęła się psychopatycznie.

***

Kate obudziła się przywiązana do kamiennego stołu, którego chłód wypełniał jej ciało. Nie mogła się poruszyć, nad nią wisiała tylko jedna lampa, oświetlająca jedynie ją – dookoła panował mrok, a nawet jeśli cokolwiek się tam znajdowało, było dla niej niewidoczne.

– Wygodnie? – Spytał chłodny baryton, którego właściciel pozostawał w mroku.

– Wypuść mnie i idź do diabła! – Krzyknęła kobieta, w której budził się strach.

– Stamtąd wróciłem. – Arcadio wyszedł z mroku i stanął nad nią, bawiąc się nożem w rękach. – Nie bój się, Ty tam prędko nie pójdziesz. Zadbam o to. – Mówiąc to przystawił jej nóż do gardła i napawał się jej lękiem. – Powiesz mi teraz, gdzie jest mój aniołek, a może pomyślę nad skróceniem Twoich cierpień.

– W imię Pana Mojego, mówię Ci odejdź!

– Za późno na wołanie do Pana. – Uśmiechnął się, a odrywając nóż od jej szyi uciął jej duży palec u prawej nogi i wsłuchał się w jej żałosny krzyk. – Jestem Twoją karą za moją duszę, za duszę Alexa, za skradzioną duszę Emilii i wszystkich, których zdążyłaś zabić w tym czasie. – Gdy dokończył zdanie, jej prawa stopa została bez palców.

– Odejdź powiadam! – Krzyczała, jak gdyby nie rozumiejąc, że to na nic.

– To urocze. Łudzisz się, że Bóg Cię ocali. Ja wróciłem od Szatana i mam prawo wymierzyć Ci sprawiedliwość. Pytam po raz drugi, gdzie jest Inezia? – Zatopił nóż w jej łydce.

– Jeśli mnie zabijesz, nigdy się tego nie dowiesz!

– Czy ktoś tu mówi o zabijaniu? – Uśmiechnął się złowrogo. – Będę Cię tu trzymał i robił z Tobą, co będę chciał. Będę odcinał Ci po kolei części ciała, będę wyjmował z ciebie wnętrzności, będę słuchał, jak krzyczysz. – Mówił, ciągnąc nożem zagłębionym w jej skórę w górę łydki, a ona krzyczała z bólu. – Będziesz mnie błagać, żebym Cię zabił, a ja będę trzymał Cię przy życiu tak długo, jak tylko zdołam.

– Nie możesz!

– Mogę i zrobię to. Wszyscy, którzy weszli do tego lasu mieli za co zginąć. Inezia była czysta, jak ja kiedy wszedłem tam po raz pierwszy, dlatego ją oszczędziłem. Mogę oszczędzić i Ciebie, jeśli powiesz mi, gdzie ona jest. – Powiedział i wyjął nóż z jej ciała, aby dać jej złapać oddech.

Kate milczała, a łzy spływały na ziemię, jak krew. Arcadio nie czekał długo, zagłębił ostrze w drugiej łydce, tnąc ją wzdłuż. Gdy obciął jej dwa palce u lewej dłoni, kobieta wymiękła i wykrzyczała piskliwym głosem.


– W moim domu w piwnicy!

SPIDER 

niedziela, 22 lutego 2015

CIEŃ - Rozdział 12

ROZDZIAŁ 12

Arcadio odprowadził Inezię do lasu jeszcze przed świtem. Dał jej czarną sukienkę, aby miała w czym wrócić – kreacja wtapiała się w noc, czyniąc z niej część jego świata. Szła w jego płaszczu, aby nie zmarzła, a on odebrał go od niej dopiero, gdy musieli się rozejść. Kobieta chwyciła go za dłonie, już w rękawiczkach i przysunęła się blisko, gdy odczuła, że to ostatnie momenty tego spotkania. Jego słowa się spełniły – nie czuła już strachu w jego obecności.

– Wracaj do domu. – Powiedział spokojnym półgłosem, przerywając milczenie, jakie ich otaczało.

– Jeszcze chwilę. – Przysunęła się, opierając głowę w miejscu jego serca.

On położył jej ręce na włosach i przeciągną po nich, jak po aksamicie. W jego sercu budziło się pożądanie, które kazało mu trzymać ją przy sobie, a im bardziej myślał, że musi ją wypuścić, tym większy wrzał w nim gniew, choć starał się go nie okazywać.

– Idź. – Powiedział w końcu. Jego głos zabrzmiał chłodniej, a ciało zesztywniało. Wyczuwał w sobie napływ negatywnych emocji, więc wolał wypuścić ją zanim zrobi coś głupiego.

Inezia odsunęła się. Popatrzyła na jego twarz, na której nie widniały żadne emocje i oddaliła się, odwracając się po drodze jeszcze kilka razy. Wolała robić, co każe. Pamiętała o zagrożeniu, jakie na niej spoczywa, mimo że już go nie odczuwała. Została jej tylko świadomość.

Nie minęło kilka chwil, jak poranny blask zalał las, który znów stał się piękny i spokojny. Na twarzy Inezii zagościł delikatny uśmiech, gdy owiał ją ciepły podmuch wiatru. Kobieta szła energicznym krokiem dotykając rękami drzew, które zdawały się być jej przyjaciółmi osłaniającymi ją nocą. Zatrzymała się dopiero, gdy dotarła do własnego domu. Stanęła przy bramie i pchnęła ją czując w swoich palcach chłód od metalu. Samochodu Jacka nie było, na pewno był już w pracy. Im bardziej zbliżała się do domu, tym bardziej rosły jej nerwy – nienawidziła tego uczucia. Zakryła starannie ciętą ranę, aby nikt nic nie widział. Stanęła na werandzie i pchnęła drzwi. Przywitała ją martwa cisza.

– Nie ma jej. – Pomyślała, stając na środku salonu. – Ciekawe, czy znaleźli Kate? – Zastanawiała się wchodząc ostrożnie, jak kot po schodach na piętro.

Podążyła do swojej sypialni, chociaż już w pierwszych momentach do jej nozdrzy dobiegł dziwny, niezidentyfikowany zapach. W miarę, gdy szła w kierunku swojego pokoju, zdawał się on coraz bardziej wyrazisty, a nie był za ładny. Inezia kojarzyła go z zapachem, który roznosił się w domu Marie, kiedy krzątała się po nim policja i sąsiedzi.

Ostrożnie weszła do swojej sypialni. Okna miały zasłonięte rolety, nie wiedzieć dlaczego. Nie zostawiła pokoju w takim stanie, a ten dziwny zapach na pewno nie był jej perfumami. Szafa była lekko uchylona, na co kobieta zwróciła uwagę. Nieświadomie zostawiła otwarte drzwi wejściowe, dzięki czemu trochę światła dziennego wpadało z korytarza. Bez zastanowienia się nad tym, co robi podeszła do szafy i otworzyła drzwi na oścież.

Z jej gardła wydarł się przeraźliwy krzyk, który wypełnił dom. Powietrze zrobiło się ciężkie, a serce kobiety drżało. Patrzyła na zmasakrowane od głębokich ran zadanych najprawdopodobniej jakimś ostrzem ciało Jacka związane, jak szynka. Kobieta zrobiła się biała, jak śnieg jej ręce drżały, a nogi miękły. Nie była w stanie logicznie myśleć, odwróciła się, by ukryć przed swoim wzrokiem ten makabryczny widok, a pod ścianą, która znajdowała się przed nią zobaczyła Emilię.

Miała pochyloną głowę, stała prosto i patrzyła na nią spode łba, uśmiechając się jak pedofil do małej dziewczynki. Inezia chciała krzyczeć, błagać kogokolwiek o pomoc, ale nie była w stanie wydać z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Łzy lały się jej strumieniami po policzkach, a nogi odmawiały posłuszeństwa.

– Czemu płaczesz, córeczko? – Wyciągnęła zakrwawiony sznur, podobny do tego, którym związała trupa własnego męża. –Wiesz, że nie ładnie tak uciekać z domu, dostaniesz karę. ­– Mówiła psychopatycznym, niskim głosem.

Inezia patrzyła, jak jej opiekunka zmierzała w jej stronę. Jej serce wyrywało się z piersi, ale nie była w stanie nawet się ruszyć. Runęła na ziemię i poczuła, jak Emilia złapała ją mocno zimną, kamienną dłonią za ramię i szarpnęła, przygwożdżając ją do ziemi.

– Zawsze byłaś taką dobrą córeczką. – Uśmiechała się, a w jej oczach szalał dziwny obłęd. – Tak kończy się zadawanie z niewłaściwymi osobami. – Zaczęła niebezpiecznie szeptać, a Inezia poczuła, jak sznur zacisnął się jej na rękach, jak wąż wokół ofiary.

– A… – Wyrwało się z gardła młodej kobiety. Myślała tylko o Arcadio, powtarzając w głowie jego imię, licząc, że ją wybawi.

– On Ci tu nie pomoże, kochanie. – Uśmiechnęła się szeroko, jak gdyby wiedząc, że te słowa są dla niej torturami. – Pójdziesz ze mną, daleko od niego. – Szarpnęła ją za związane ręce sprawiając, że wstała.

***

Emilia pchnęła zapłakaną podopieczną na stary koc leżący na kamiennej podłodze w piwnicy Kate. Chłód, jaki tam panował gryzł porcelanową skórę młodej kobiety, która ze strachu, rozpaczy i niemocy nie była w stanie się poruszyć. Patrzyła tylko przerażonym spojrzeniem na starszą kobietę czując, jak gdyby sznury raniły ją swoim dotykiem.

– Wszystko będzie dobrze. – Wyszeptała dotykając ją po twarzy sztywnymi rękami. – Już nigdy stąd nie wyjdziesz, zostaniesz ze mną na zawsze.

Inezia nie potrafiła się kontrolować, wybuchła łzami, które zalały jej oczy, twarz i czarną sukienkę. Emilia poczuła wodę na swoich palcach, popatrzyła na te krystaliczne, słone strumienie i uśmiech znikł z jej twarzy. Wiedziała, że ona tęskni do Arcadio i ta myśl budziła w niej dziki szał. Pchnęła bezbronną, związaną kobietę na kamienną ścianę o którą huknęła.

– Nie płacz córeczko. – Jej głos znów zabrzmiał nisko. – Jeśli spróbujesz wydać z siebie jakikolwiek dźwięk, aby dać znać komukolwiek, że tu jesteś… Twoja mamusia będzie bardzo zła. – Uśmiechnęła się znowu, patrząc jak Inezia ponownie zalewa się rozpaczą.


Wyszła po drewnianych schodach na powierzchnię, zostawiając Inezię samą w ciemności, pośród czterech, pustych, kamiennych ścian. Wrogie jej pomieszczenie zdawało się być dla niej klatką, murem oddzielającym ją od wszystkiego co bezpieczne i dobre. Jej oczy, obecnie za taflą wody nie mogły przyzwyczaić się do ciemności. Czuła, jak cała drży z zimna i ze strachu. Jedyną nadzieję pokładała w nastaniu nocy. Sądziła, że Arcadio będzie jej szukał.

SPIDER 

sobota, 14 lutego 2015

CIEŃ - Rozdział 11

Krótka notka od autora

Rozdział długo oczekiwany (chyba) przez wszystkich. :)
Idealny na walentynki.

Wszystkiego najlepszego!
Miłego czytania, czekam na Wasze opinie.
Spider

ROZDZIAŁ 11

Zapadła noc. Ciemna, mroczna noc. Ogarnęła las, łącznie z miasteczkiem Mouvind swoim czarnym płaszczem tak, jak Arcadio okrywał Inezię, która od kilku minut stała na skraju jego lasu i uspokajając drżenie swojego ciała, czuła na sobie chłodne spojrzenie.

– Nie możesz po mnie wyjść? – Poprosiła w końcu, chociaż wiedziała, że to nie ma większego sensu.

Odpowiedziała jej cisza. Jedynie delikatny podmuch wiatru pochodzącego z lasu otarł się o jej skórę, jako znak, że nie mówi do ściany. To dało jej chwilę spokoju, która jednak została zburzona przez dziwny dźwięk, który dobiegł ją zza pleców.

– Jeśli mnie słyszysz, to wyjdź po mnie. – Poprosiła, a w jej oczach zakręciły łzy.

Obejrzała się nerwowo na swój dom, w którym pozostał śpiący Jack. Miała wrażenie, że odgłos skrzypienia schodów dobiegał właśnie stamtąd. Gdy zwróciła oczy w stronę lasu, w jego głębi wymalowała jej się ludzka sylwetka, która z każdą chwilą coraz bardziej przypominała człowieka, mimo że ten nie ruszał się z miejsca.

– Arcadio. – Wyszeptała z nadzieją, nie myśląc już o niczym puściła się biegiem w jego stronę i wpadła mu w ramiona czując, jak otulił ją swoim płaszczem przyciskając blisko do siebie.

– Mój aniele. – Mówił do niej, a jego głos brzmiał teraz nieco inaczej niż zwykle.

– Pomóż mi. – Złapała go zachłannie za koszulę. – Pomóż mi, błagam. Ja się boję to wszystko nie jest normalne. – Łkała, tuląc głowę w jego klatkę piersiową.

On milczał. Słuchał jej głosu, który wprawiał go w stan spokoju. Czuł jej bliskość, a tym samym fale drgawek, jakie ją przechodziły. Patrzył w jej niespokojne oczy, w których malował się lęk, lecz odezwał się dopiero długo po tym, gdy oboje stali już w ciszy.

– Boisz się mnie? – Zapytał i popatrzył jej w oczy, jak gdyby chciał sprawdzić prawdziwość słów, które zamierzała wypowiedzieć.

– Tylko czasem. – Przyznała cicho wiedząc, że kłamstwo to zły wybór.

– Dzisiaj w nocy przestaniesz. – Wyszeptał do jej ucha, muskając je wargami. – Chodź, ze mną. – Poprosił, chwytając ją za dłoń tak delikatnie, jakby brał w rękę pączek róży.

Inezia wpadła w dziwny trans, którego nie rozumiała. Cały czas była świadoma wszystkiego, co się dzieje, ale nagle przestała odczuwać strach. Była tylko ona… tylko ona, w jego ramionach pośród mroku, który był ich osłoną.

– Chodź ze mną. – Powiedział raz jeszcze, a jego wargi znacznie pewniej dotknęły jej skóry niedaleko ucha.

***

Stary, lecz duży dwór – to tam mieszkał. Budynek rozsypywał się do połowy, był w części lasu, której nikt nie znał, do której nikt się nie zapuszczał – nikt nie miał odwagi, bo tam ciemność była dużo gęstsza niż w najciemniejszą noc bez księżyca i gwiazd na niebie. Lecz to tam blask świec był piękniejszy niż w średniowiecznym, kryształowym żyrandole wiszącym w jakimkolwiek pałacu. To tam cisza była bardziej kojąca niż w jakimkolwiek innym miejscu na ziemi. To w tamtym miejscu on był bardziej spokojny niż gdziekolwiek indziej.

– Więc tu mieszkasz. – Na twarzy Inezii zagościł delikatny uśmiech. Zapomniała o śmierci przyjaciółki, o zniknięciu Emilii o niepokojącym zachowaniu Kate. Czuła się spokojna.

– Tak. – Przyznał, siadając obok niej na kanapie przed kominkiem, który palił się non stop.

– Tutaj jesteś w ciągu dnia?

– Nie. I nie musisz póki co wiedzieć, gdzie mnie szukać, kiedy słońce góruje na niebie. – Powiedział chłodno, zmywając uśmiech z twarzy kobiety. – Nie wyganiaj stąd nocy. – Zmienił spowrotem głos na spokojny i zbliżył się do niej.

– Nie wyganiam. – Zapewniła, zamykając oczy, gdy on przeciągnął jej ręką w rękawiczce po policzku i położyła się na kanapie na plecach, gdy on pchnął ją delikatnie swoim ciałem.

– Mój aniele. – Wyszeptał namiętnie, dotykając ją przez białą sukienkę po brzuchu.

– Dlaczego nie zdejmiesz rękawiczek? – Spytała, jak gdyby chcąc poczuć dotyk jego, prawdziwych rąk.

– Nie mogę. – Odpowiedział chłodno, a w jego oczach błysnęła nuta gniewu. Wyprostował się, lecz gdy już miał się podnieść, Inezia złapała go nieśmiało za rękę, zatrzymując go w pozycji siedzącej.

– Dlaczego? – Miała wrażenie, że nie powinna dopytywać, ale ciekawość była silniejsza.

– Dlatego! – Mężczyzna wstał gwałtownie wyrywając dłoń z jej uścisku i zrzucił rękawiczki, pokazując jej zakrwawione dłonie, które choć nie miały na sobie żadnych ran cały czas uwalniała się z nich nowa krew. – Te ręce są splamione krwią tysięcy, może milionów! Ja nigdy jej nie zmyję, ona zawsze będzie mi towarzyszyć, to moje przekleństwo od
Boga! – Grzmiał, jak pioruny.

Ona patrzyła, na jego dłonie ociekające ludzką posoką słuchając jego słów, lecz gdy chciał znów założyć rękawiczki, kobieta chwyciła go za ręce niepewnym dotykiem, brudząc się przy tym.

– Co Ty robisz? – Spytał zaskoczony.

– Nie zakładaj już ich. – Poprosiła i poczuła, jak jej gołe plecy dotknęły ściany. – Chcę czuć dotyk Twoich rąk, nie materiału Twoich rękawiczek.

– Moje ręce są we krwi. – Podkreślił jeszcze raz chłodnym tonem i spróbował zabrać dłonie z jej uścisku, na co ona nie pozwoliła.

– Więc i ja w niej będę. – Powiedziała pewnie i położyła sobie jego ręce na plecach, czując jak razem z tym momentem, po jej ciele rozlało się jego ciepło.

Krwista czerwień splamiła śnieżnobiały materiał. Arcadio dotykał jej coraz pewniej, aż wyzbył się wszelkich oporów. Kiedy jej ubranie było niemal całe w tej namiętnej czerwieni, a ona wrzała od rozpalenia, zaprowadził ją do swojej sypialni. Przygwoździł swoim ciałem do ściany, obok starej komody i rozerwał jej sukienkę.

Zakrwawione ręce błądziły po jej plecach schodząc czasem na pośladki, pozostawiając na jej delikatnej skórze czerwone smugi. Jego usta dotykały jej ust, a jego język pieścił czule jej język. Za moment czerwone od krwi ludzkiej dłonie przemieściły się na jej brzuch i dotknęły jej koronkowego biustonosza, brudząc go. Mężczyzna powoli oderwał swoje ciepłe wargi od jej twarzy i schodząc na szyję, odwracając tym samym jej uwagę od czegokolwiek, sięgnął swoją prawą ręką do szuflady i wyjął z niej nóż, którego ostrze, za moment przystawił jej do szyi.

Kobieta zamarła, a w jej oczach wymalowało się przerażenie. Życie zaczęło przelatywać jej przed oczami, gdy mężczyzna okręcił nóż na płaską stronę i przesunął nim po jej dekolcie, rozcinając za moment biustonosz. Kobieta zamknęła oczy, łudząc się, że mężczyzna nie zauważył jeszcze jej strachu, który zaczął po chwili opadać tak, jak jej bielizna opadła na ziemię.

Za niedługi moment, znów poczuła jego język w swoich ustach, ale nadal na swoim ciele czuła tylko jedną jego rękę. Nie minęła chwila, jak kobieta ponownie doznała dotyku chłodnego metalu, tym razem na klatce piersiowej w okolicach serca. Zdążyła tylko zacisnąć oczy, jak poczuła, że mężczyzna delikatnie naciął jej skórę. Nóż wszedł jak w masło, ale kobieta spodziewała się znacznie większego bólu. Mężczyzna pociągnął ostrzem, zagłębionym w jej skórę tak umiejętnie, że nie wyciągając go ani razu i nie uszkadzając niczego we wnętrzu jej ciała, wyciął jej serce w dekolcie.

Krew płynęła z ciętej rany w kształcie znaku miłości, lecz kobieta nie czuła bólu. Mężczyzna, kończąc swoje dzieło odrzucił zakrwawiony nóż w najdalszy kąt pomieszczenia i splótł swoje palce z jej palcami, a za moment przycisnął ją do ściany plecami jeszcze mocniej. Kobieta była już cała we własnej krwi i krwi z jego rąk, ale to nie oznaczało, że czuła się niekomfortowo. W jej sercu gościł niepokój, lecz ciepło jego ciała, czułość jego rąk i namiętność warg rekompensowały jej wszystko.


Noc minęła w płomiennym żarze rozkoszy, zniknął lęk, nie było już przerażenia, rozwiały się niepewności. Kobieta nie czuła się już zagrożona, jej serce i oddech były przyspieszone, lecz już nie ze strachu, a z podniecenia. Ciepło, jakie biło od ciała mężczyzny wypełniało jej ciało, ona czuła jak bije mu serce i odwrotnie – on również czuł. Oboje byli wymazani krwią, on napawał się zapachem jej ciała, jej włosów, widokiem jej skóry opatulonej przez czerwone ślady, wsłuchiwał się w jej oddech, ona zaś chłonęła jego dotyk, rozpływała mu się w ramionach, tonęła w jego głębokich oczach, poznawała jego serce, pozwalała mu na wszystko, oddając mu się w całości. W pewnym momencie, nie było już nic, między nimi pozostały tylko zachłanna czułość i nieokiełznana namiętność.

SPIDER

środa, 11 lutego 2015

CIEŃ - Rozdział 10

Krótka notka od autora

Rozdział napisałam wcześniej, ale korektę robiłam na szybko z braku czasu, więc mogą się pojawić jakieś błędy, za które bardzo przepraszam.

Miłego czytania, czekam na Wasze opinie.
Spider

ROZDZIAŁ 10

Przez dom młodej krawcowej przewijały się tłumy miejscowej policji, a także bliższych i dalszych sąsiadów zabitej kobiety. Ciało było już zabezpieczone tak samo, jak inne przedmioty domowe. Dało się wyczuć charakterystyczny chociaż wciąż delikatny odór. Na kuchennej posadzce zaschnięta krew zdawała się być niemal oceanem, który pochłaniał ciało Marie zmasakrowane nożem tak, jakby ktoś wyżywał się na niej, a bardziej na jej trupie.

Inezia tuliła się do Jacka, który był teraz jedyną, przyjazną jej osobą. Łzy płynęły jej, jak gromy nie była w stanie patrzeć na to wszystko. Nie mogła zrozumieć, kto mógł zrobić coś takiego? I co ważniejsze – w jakim celu? Kiedy słuchała jeszcze policyjnych teorii odnośnie leśnego mordercy i fałszywych domysłów cywilów, czuła się jeszcze gorzej. Ona, jedna wiedziała, że Arcadio był niewinny – on był cały czas z nią.

– Panie komendancie, panny Kate Jensen nie ma w domu. – Zameldował szeregowy policjant.

– Cholera. Wszystkich sąsiadów trzeba przesłuchać. Trzeba ją znaleźć i na komendę z nią, jak tylko wróci. – Wydał rozkaz.

– Emilii nie ma od rana… Kate też nie… myślisz, że… – Inezia popatrzyła na Jacka, lecz ten położył palec na swoich ustach, pokazując jej aby zamilkła.

– Ściany mają uszy. – Powiedział, rozglądając się uważnie po pokoju i popatrzył na podopieczną. – Chodźmy do domu.

– Jeszcze moment. Chcę… się pożegnać. – Powiedziała, a po jej policzku spłynęła kolejna, gorzka łza.

– Poczekam w samochodzie.

Inezia popatrzyła, jak Jack wychodzi i stanęła nad sztywnym i zapewne lodowatym już ciałem Marie. Miało wyraźne rany zadane nożem, leżało w kałuży swojej, własnej krwi. Młoda kobieta wodziła wzrokiem po przyjaciółce, a w głowie miała wspomnienia z ubiegłej nocy, kiedy siedziała z nią jeszcze na kanapie i trzymała za rękę, mówiąc, że jest z nią.

– Przepraszam, że wyszłam. – Powiedziała cicho i gdy miała się rozkleić, dostrzegła mały fragment, który zastopował jej czas.

Pod ręką krawcowej leżała jakaś kartka. Pogięta i zakrwawiona. Inezia rozejrzała się, nikt na nią nie patrzył, wszyscy byli zbyt zajęci snuciem swoich, prywatnych teorii, co do tego morderstwa. Kobieta sięgnęła po papierek i dyskretnie spojrzała na lekko rozmyty, rozmazany tekst, pisany czarnym tuszem.

– Nie tylko w ciemności czai się zło. Światło też może być wrogiem. – Odczytała w myślach i wzięła głęboki wdech. – Moja noc jest niebezpieczna, ale to nie oznacza, że za dnia już nic Ci nie grozi. – Obiły jej się w głowie słowa Arcadio.

Kobieta wybiegła z domu zabitej i prędko wsiadła do samochodu Jacka. Popatrzyła na niego z przerażeniem i pokazała mu karteczkę.

– To już drugi liścik, który dostała. Po nim zginęła. O tym świetle… to samo powiedział mi Arcadio, kiedy pytałam o Emilię i Kate. Powiedział, że noc jest niebezpieczna, ale to nie oznacza, że za dnia już nic mi nie grozi.

– Już. – Mruknął Jack wyłapując jedno słowo.

– Ja będę następna. – Inezia zaczęła nerwowo oddychać.

– Nie wyciągaj pochopnych wniosków, jesteś teraz zdenerwowana. Pojedziemy do domu, napijesz się herbaty, odpoczniesz…

– Ja chcę do niego iść. – Przerwała mu, wpatrując się przerażonymi oczami w jeden punkt.

– A co, jeśli to on zabił Marie? Tak, jak Alexa… w domu.

– To nie on! – Podniosła głos i zamilkła na chwilę. – Ja to wiem. – Dodała ciszej.

Jack popatrzył na nią przez krótką chwilę topiąc zadumane spojrzenie swoich piwnych oczu w jej osobie. Później przekręcił kluczyk w stacyjce i wykręcił samochodem. Co jakiś czas zerkał na roztrzęsioną Inezię, która myślała tylko o jednym – chciała być w ramionach Arcadio. Był mordercą, ale dla niej miał litość. Był chłodny, ale jej dawał ciepło. Był niebezpieczny, ale była pewna, że ją ochroni. Szkoda tylko, że zbyt duża pewność często bywa zgubna.

***

Terenowy samochód zajechał pod dom. Inezia poczuła, jak serce podeszło jej do gardła – nigdy nie miała takiego poczucia, w końcu chodziło o dom, w którym sama mieszkała. Słońce jeszcze nie chyliło się ku zachodowi i możliwe, że dlatego jej niepokój rósł. Nerwowo obracała oczami, starając się uspokoić oddech – miała świadomość, że Arcadio czeka na nią tylko w nocy.

Jack patrzył na podopieczną, gdy wysiadała z samochodu. Widział malujący się w jej oczach lęk, a powietrze było ciężkie od jej lęku, który udzielał się mężczyźnie. Sam wysiadł, zastanawiając się czy nie lepiej byłoby, gdyby Inezia zamieszkała gdzieś indziej, z daleka od Mouvind.

Oboje stanęli przed domem. Popatrzyli na niego i wymienili spojrzenia. Inezii w jednej chwili bezpieczne, ciepłe miejsce zamieszkania stało się niemal obce i wcale nie miała ochoty tam wchodzić. O to, jak działał strach.

Jack poszedł przodem, czuł się zobowiązany do tego. Inezia szła jego śladami, wpatrując mu się w plecy, odmawiając modlitwy pod nosem, aby był pusty. Nie miała ochoty widzieć Emilii, nie po tym wszystkim. Kiedy mężczyzna otworzył drzwi, wypowiedział imię żony i odpowiedziała mu cisza, popatrzył na młodą kobietę, której kamień spadł z serca.

– Może idź się połóż? – Zaproponował, muskając swoją ciepłą dłonią jej niemal białą skórę w okolicach przedramienia.

Kobieta nie odpowiedziała. Popatrzyła tylko na niego, zerknęła na schody i podążyła wolnym, lecz ostrożnym krokiem na górę. Skierowała się w stronę swojej sypialni i przyczaiła się przy lekko uchylonych drzwiach. Będąc gotową do odskoku pchnęła je. Zastała jednak pustkę.

– Dziękuję, Boże. – Zwróciła wzrok w górę. Nigdy nie sądziła, że będzie się tak cieszyła z samotności.

Weszła pod kołdrę i oparła się plecami o chłodną ścianę. Nie było to najprzyjemniejsze uczucie, ale z takiej perspektywy dobrze widziała drzwi, wobec tego była skłonna to przecierpieć. Nie była w stanie zapaść w normalny sen, przymykała tylko oczy i przysypiała na kilka minut, za moment się budząc.


Zło nigdy nie śpi, więc i ona nie chciała spać.

SPIDER

piątek, 6 lutego 2015

CIEŃ - Rozdział 9

Krótka notka od autora

Mam nadzieję, że długość i zawartość tego rozdziału wynagrodzi Wam tą felerną długość poprzedniego posta.

Miłego czytania, czekam na Wasze opinie.
Spider

ROZDZIAŁ 9

Nocny mrok otulał Inezię, jak chłodny wiatr, który ucichł w momencie, gdy kobieta zagłębiła się w leśny teren. Nie wiał tak mocno, jak poprzednio – teraz tylko delikatnie muskał jej skórę czasem przyprawiając ją o wrażenie, że to on ją dotyka.

Przez cały czas towarzyszyło jej poczucie jego obecności. Może dlatego, że faktycznie był obok lub po prostu to ona sama wyzwalała w sobie takie odczucie. W końcu od momentu wejścia do lasu myślała tylko o jednym – o nim.

Szła niemalże na oślep. Nie widziała nic, księżyc nadal był zakryty warstwą chmur, więc w lesie panowały egipskie ciemności. Kobieta szybko zaczęła żałować, że nie wzięła latarki, którą oferowała jej przyjaciółka, lecz teraz nie mogła się już cofnąć. Pozostawało jej tylko iść powoli, ostrożnie przed siebie i obijać się o drzewa z nadzieją, że to za moment się skończy.
W jej sercu wciąż kumulował się lęk. Czasem, gdy brała głęboki oddech czuła i słyszała, jak się trząsł, nie panowała nad tym. Raz po raz ciarki wprawiały jej ciało w niebezpieczne drżenie, które zaprowadzało chłód w jej wnętrzu – chłód, który był z jednej strony skutkiem, a z drugiej przyczyną strachu.

Nagle poczuła, jak jej delikatna skóra uderzyła gwałtownie o korę jednego z drzew. Nie była w stanie nic zobaczyć, gdyż zacisnęła instynktownie oczy. Poczuła zimne ostrze na swojej szyi i zamarła. Pobladła w jednej chwili i poczuła, jak z przerażenia ugięły jej się nogi.
– Inezia. – Usłyszała znajomy głos i przestała odczuwać dotyk metalu na swoim ciele. Arcadio otrząsnął się, chowając gdzieś nóż i położył ręce na jej szyi, jak przy pierwszym spotkaniu.

– Nie strasz mnie tak. – Wydukała, uspokajając drżenie, w jakie wpadła. Nieocenioną pomocą okazało się ciepło, jakie od niego dostała.

– Wybacz. – Wyszeptał prosto do jej ucha dociskając ją swoim ciałem do drzewa.

– Mogę Cię o coś zapytać? – Postanowiła przejść od razu do sedna.

– Pytaj.

– Co tu się właściwie dzieje?

– Dlaczego przychodzisz z tym do mnie? – Odpowiedział jej pytaniem po chwili milczenia. Zdawać by się mogło, że zastanawiał się, czy w ogóle ciągnąć ten temat.

– Boję się tego wszystkiego. – Przyznała z trudem. – Nic nie rozumiem.

– Bardzo dobrze, że nie rozumiesz. – Powiedział poważnym tonem, a jego oddech obił się o jej twarz.

– Ale…

– Nie ma ale. Jeśli się czegokolwiek dowiesz, gwarantuję, że zaczniesz się bać jeszcze bardziej. One nic Ci nie powiedzą, masz nawet nie próbować ich pytać, rozumiesz?! – Huknął na nią z niewiadomego powodu.

– Rozumiem. – Odpowiedziała od razu, zaciskając mu panicznie ręce na koszuli, mrużąc przy tym oczy.

– Nie będziesz z Nimi o tym rozmawiała? – Zapytał wymownie po chwili ciszy.

– Nie będę. – Powiedziała w strachu wiedząc, że tej odpowiedzi oczekuje.

– Dobrze. – Pogłaskał ją po głowie jak ojciec posłuszną córkę i uspokoił głos. – Nie rozmawiajmy już o tym.

– Zanim zamkniemy ten temat, powiedz mi tylko… czy Ty, Emilia i Kate… co Was łączyło?
– Powiedzmy, że… przyjaźń.

Zapadła głucha cisza. Inezia pozwoliła mu wziąć się w ramiona. Nic już nie mówiła, choć jej głowa była pełna myśli. Widziała, że żadne z trójki nic jej nie powie. Nawet nie miała co próbować, a wręcz wywnioskowała z tego, że to może być niebezpieczne. Musiała znaleźć kogoś neutralnego, była pewna, że ktoś jeszcze wie, o co tam między nimi chodziło. Miała w głowie tylko jedną osobę – Jacka.

– Jedno, co mogę Ci powiedzieć… moja noc jest niebezpieczna, ale to nie oznacza, że za dnia już nic Ci nie grozi.

***

Gdy świtał już ranek, Inezia stała naprzeciw swojego domu. Bała się do niego wchodzić, jej żołądek zaciskał się z nerwów, jak gdyby był owinięty grubym sznurem, jak dla samobójcy. Kiedy stawiała kolejne kroki stawały się one coraz bardziej niepewne. Gdy znalazła się już na werandzie domu obejrzała się na las, z którego przybyła i ostrożnie nacisnęła klamkę.
Otworzyła drzwi powoli i niepewnie. Wysunęła się zza nich i przewertowała parter domu uważnym okiem. Ktoś krzątał się w kuchni. Kobieta zamarła i już miała się wycofać, gdy wyszedł do niej Jack.

– Inezia. Czemu się tak czaisz? – Uśmiechnął się, wycierając ręce starym, wyblakłym ręcznikiem.

– Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że Cię widzę. – Kamień spadł jej z serca. – Emilia jest w domu?

– Nie, zniknęła z samego rana. Co tu się działo w nocy? – Spytał podejrzliwie. – Słyszałem jakieś krzyki.

– Właśnie o tym chciałam z Tobą porozmawiać.

– Usiądź. – Wskazał jej ręką stół w salonie, a sam podszedł do okna, wyglądał przez chwilę, potem poszedł do następnego i zrobił to samo. Inezia obserwowała go uważnie to nie było typowe zachowanie dla niego.

– Powiedz mi… Emilia zna tego mężczyznę z lasu, prawda?

– Arcadio? Tak. – Inezia od razu nabrała podejrzeń, gdy zobaczyła, że Jack zna jego prawdziwe imię.

– Opowiedz mi wszystko, co wiesz. – Kobieta obserwowała, jak jej opiekun nabrał niepewności w oczach, gdy usłyszał taką prośbę, dlatego zdecydowała się od razu podać argument, który by do niego przemówił. – Chcę być bezpieczna, dlatego muszę wiedzieć, co się tu dzieje.

– Było Nas sześcioro. Ja, Emilia, Kate, Arcadio… Alex Concer i Konrad Patricker. – Gdy Jack mówił nazwisko Alexa, w jego oczach wymalował się dziwny smutek. – Ja i Emilia byliśmy najstarsi, mieliśmy po dziewiętnaście lat. Kate jest cztery lata młodsza od Nas, tak samo Konrad i Alex. Arcadio był najmłodszy, miał dziesięć lat. Mieszkał u Alexa, bo nie miał rodziny, dlatego wszędzie go ze sobą zabierał.

– Przyjaźniliście się? – Inezia pamiętała to, o czym powiedział jej Arcadio.

– Tak. Wszyscy, ale Nasze stosunki zaczęły się zmieniać. Ja i Emilia zostaliśmy parą, Kate zakochała się w Alexie, który nie odwzajemniał jej uczucia. Bardziej liczył się dla niego Arcadio, traktował go, jak młodszego brata. Kiedyś, pewnej nocy Konrad znalazł Alexa martwego w jego domu. Był pusty, był tam tylko Arcadio.

– To on zabił. – Inezia zareagowała tak, jak każdy z miasteczka. Kto inny mógł być winny?

– Prawdę mówiąc nie wiadomo, ale policja uznała Arcadio za winnego. Nocą uciekł do lasu, poszli za nim policjanci, ale żaden nie wrócił. Pozabijał wszystkich. Od tamtej pory do lasu nocą się nie wchodzi.

– Przecież… on był tylko dzieckiem. Dziesięciolatek i zabić własnego, nawet przyszywanego brata? – Inezia ukryła twarz w dłoniach.

To, co usłyszała spadło na nią, jak grom z nieba. Zrozumiała, że Marie miała rację. Arcadio nie od zawsze był psychopatą, po prostu ta sytuacja wywarła tak silny wpływ na jego psychikę i zrobiła z niego mordercę.

– Porozmawiam z Nim. – Powiedziała po długiej chwili milczenia. Czuła wewnętrzną potrzebę, aby Arcadio wyjaśnił jej to wszystko.

– Uważaj. Nie wiesz, jak zareaguje. – Ostrzegł ją Jack, ale Inezia była uparta. – On zabija, bo nie da się złapać. Ta sprawa, jest jego cieniem.

– Zapytam czy zabił Alexa, skoro nikt nie miał dowodów…

– Chcesz udowodnić, że jest niewinny? – Przerwał jej opiekun.

– Jeśli będę miała pewność, że to nie on.

– Widzę, że bardzo Ci na nim zależy. – Jack spojrzał kobiecie głęboko w oczy, a na jego twarzy wymalował się spokojny, ciepły uśmiech.

Inezia zamilkła. Nie chciała poruszać tego tematu i sama nigdy się nad nim nie zastanawiała. Popatrzyła na Jacka zaskoczonymi oczami, odetchnęła głęboko wlepiając wzrok w stół.

– Nie rozmawiajmy o tym. – Poprosiła.

– Powiedz mi tylko… jemu na Tobie zależy, prawda?

– Nie wiem.

– Ale ja wiem. – Jack wziął ją za rękę. – Daj mu chociaż trochę szczęścia. Pamiętaj, że on…
Jackowi przerwał dzwonek jego komórki. Mężczyzna poderwał się i zgarnął telefon z kominka. Odebrał, wysłuchał swojego rozmówcy i spojrzał na Inezię, a jego twarz pobladła. Białość, jaka tam zapanowała, zmyła wszelkie pozytywne emocje nawet z oczu.


– Marie nie żyje.

SPIDER