niedziela, 22 lutego 2015

CIEŃ - Rozdział 12

ROZDZIAŁ 12

Arcadio odprowadził Inezię do lasu jeszcze przed świtem. Dał jej czarną sukienkę, aby miała w czym wrócić – kreacja wtapiała się w noc, czyniąc z niej część jego świata. Szła w jego płaszczu, aby nie zmarzła, a on odebrał go od niej dopiero, gdy musieli się rozejść. Kobieta chwyciła go za dłonie, już w rękawiczkach i przysunęła się blisko, gdy odczuła, że to ostatnie momenty tego spotkania. Jego słowa się spełniły – nie czuła już strachu w jego obecności.

– Wracaj do domu. – Powiedział spokojnym półgłosem, przerywając milczenie, jakie ich otaczało.

– Jeszcze chwilę. – Przysunęła się, opierając głowę w miejscu jego serca.

On położył jej ręce na włosach i przeciągną po nich, jak po aksamicie. W jego sercu budziło się pożądanie, które kazało mu trzymać ją przy sobie, a im bardziej myślał, że musi ją wypuścić, tym większy wrzał w nim gniew, choć starał się go nie okazywać.

– Idź. – Powiedział w końcu. Jego głos zabrzmiał chłodniej, a ciało zesztywniało. Wyczuwał w sobie napływ negatywnych emocji, więc wolał wypuścić ją zanim zrobi coś głupiego.

Inezia odsunęła się. Popatrzyła na jego twarz, na której nie widniały żadne emocje i oddaliła się, odwracając się po drodze jeszcze kilka razy. Wolała robić, co każe. Pamiętała o zagrożeniu, jakie na niej spoczywa, mimo że już go nie odczuwała. Została jej tylko świadomość.

Nie minęło kilka chwil, jak poranny blask zalał las, który znów stał się piękny i spokojny. Na twarzy Inezii zagościł delikatny uśmiech, gdy owiał ją ciepły podmuch wiatru. Kobieta szła energicznym krokiem dotykając rękami drzew, które zdawały się być jej przyjaciółmi osłaniającymi ją nocą. Zatrzymała się dopiero, gdy dotarła do własnego domu. Stanęła przy bramie i pchnęła ją czując w swoich palcach chłód od metalu. Samochodu Jacka nie było, na pewno był już w pracy. Im bardziej zbliżała się do domu, tym bardziej rosły jej nerwy – nienawidziła tego uczucia. Zakryła starannie ciętą ranę, aby nikt nic nie widział. Stanęła na werandzie i pchnęła drzwi. Przywitała ją martwa cisza.

– Nie ma jej. – Pomyślała, stając na środku salonu. – Ciekawe, czy znaleźli Kate? – Zastanawiała się wchodząc ostrożnie, jak kot po schodach na piętro.

Podążyła do swojej sypialni, chociaż już w pierwszych momentach do jej nozdrzy dobiegł dziwny, niezidentyfikowany zapach. W miarę, gdy szła w kierunku swojego pokoju, zdawał się on coraz bardziej wyrazisty, a nie był za ładny. Inezia kojarzyła go z zapachem, który roznosił się w domu Marie, kiedy krzątała się po nim policja i sąsiedzi.

Ostrożnie weszła do swojej sypialni. Okna miały zasłonięte rolety, nie wiedzieć dlaczego. Nie zostawiła pokoju w takim stanie, a ten dziwny zapach na pewno nie był jej perfumami. Szafa była lekko uchylona, na co kobieta zwróciła uwagę. Nieświadomie zostawiła otwarte drzwi wejściowe, dzięki czemu trochę światła dziennego wpadało z korytarza. Bez zastanowienia się nad tym, co robi podeszła do szafy i otworzyła drzwi na oścież.

Z jej gardła wydarł się przeraźliwy krzyk, który wypełnił dom. Powietrze zrobiło się ciężkie, a serce kobiety drżało. Patrzyła na zmasakrowane od głębokich ran zadanych najprawdopodobniej jakimś ostrzem ciało Jacka związane, jak szynka. Kobieta zrobiła się biała, jak śnieg jej ręce drżały, a nogi miękły. Nie była w stanie logicznie myśleć, odwróciła się, by ukryć przed swoim wzrokiem ten makabryczny widok, a pod ścianą, która znajdowała się przed nią zobaczyła Emilię.

Miała pochyloną głowę, stała prosto i patrzyła na nią spode łba, uśmiechając się jak pedofil do małej dziewczynki. Inezia chciała krzyczeć, błagać kogokolwiek o pomoc, ale nie była w stanie wydać z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Łzy lały się jej strumieniami po policzkach, a nogi odmawiały posłuszeństwa.

– Czemu płaczesz, córeczko? – Wyciągnęła zakrwawiony sznur, podobny do tego, którym związała trupa własnego męża. –Wiesz, że nie ładnie tak uciekać z domu, dostaniesz karę. ­– Mówiła psychopatycznym, niskim głosem.

Inezia patrzyła, jak jej opiekunka zmierzała w jej stronę. Jej serce wyrywało się z piersi, ale nie była w stanie nawet się ruszyć. Runęła na ziemię i poczuła, jak Emilia złapała ją mocno zimną, kamienną dłonią za ramię i szarpnęła, przygwożdżając ją do ziemi.

– Zawsze byłaś taką dobrą córeczką. – Uśmiechała się, a w jej oczach szalał dziwny obłęd. – Tak kończy się zadawanie z niewłaściwymi osobami. – Zaczęła niebezpiecznie szeptać, a Inezia poczuła, jak sznur zacisnął się jej na rękach, jak wąż wokół ofiary.

– A… – Wyrwało się z gardła młodej kobiety. Myślała tylko o Arcadio, powtarzając w głowie jego imię, licząc, że ją wybawi.

– On Ci tu nie pomoże, kochanie. – Uśmiechnęła się szeroko, jak gdyby wiedząc, że te słowa są dla niej torturami. – Pójdziesz ze mną, daleko od niego. – Szarpnęła ją za związane ręce sprawiając, że wstała.

***

Emilia pchnęła zapłakaną podopieczną na stary koc leżący na kamiennej podłodze w piwnicy Kate. Chłód, jaki tam panował gryzł porcelanową skórę młodej kobiety, która ze strachu, rozpaczy i niemocy nie była w stanie się poruszyć. Patrzyła tylko przerażonym spojrzeniem na starszą kobietę czując, jak gdyby sznury raniły ją swoim dotykiem.

– Wszystko będzie dobrze. – Wyszeptała dotykając ją po twarzy sztywnymi rękami. – Już nigdy stąd nie wyjdziesz, zostaniesz ze mną na zawsze.

Inezia nie potrafiła się kontrolować, wybuchła łzami, które zalały jej oczy, twarz i czarną sukienkę. Emilia poczuła wodę na swoich palcach, popatrzyła na te krystaliczne, słone strumienie i uśmiech znikł z jej twarzy. Wiedziała, że ona tęskni do Arcadio i ta myśl budziła w niej dziki szał. Pchnęła bezbronną, związaną kobietę na kamienną ścianę o którą huknęła.

– Nie płacz córeczko. – Jej głos znów zabrzmiał nisko. – Jeśli spróbujesz wydać z siebie jakikolwiek dźwięk, aby dać znać komukolwiek, że tu jesteś… Twoja mamusia będzie bardzo zła. – Uśmiechnęła się znowu, patrząc jak Inezia ponownie zalewa się rozpaczą.


Wyszła po drewnianych schodach na powierzchnię, zostawiając Inezię samą w ciemności, pośród czterech, pustych, kamiennych ścian. Wrogie jej pomieszczenie zdawało się być dla niej klatką, murem oddzielającym ją od wszystkiego co bezpieczne i dobre. Jej oczy, obecnie za taflą wody nie mogły przyzwyczaić się do ciemności. Czuła, jak cała drży z zimna i ze strachu. Jedyną nadzieję pokładała w nastaniu nocy. Sądziła, że Arcadio będzie jej szukał.

SPIDER 

7 komentarzy:

  1. Bieeedny Jack :C Polubiłam go...
    Miałąm ci nie robić wykładów, to nie :P Świetny rozdział, kocham jak coś się dzieje :D Wybaczysz mi, jeśli będę perfidna i pozwolę Inez zginąć? Chociaż jest jedną z najfajniejszych bohaterek blogów, jakie czytam. I tak pewnie zginie, to się nie przywiązywałam :v

    OdpowiedzUsuń
  2. WIEDZIAŁAM! Hahahahahahahahhahahahahahahahahhahaha!!! Wiedział, że coś jest nie tak z Emilią. Jestem genialna. To jest cudowne. Arcadio zamieni się w rycerza na białym, a nie poprawka na czarnym rumaku i i uratuje Inezie. ;) Czekam na next. WENY <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Hohoho, coś tak czułam, że ta kobieta jest psychiczna >.<
    Czekam z niecierpliwością na następny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Usunęłam komentarz, ponieważ zawierał spam.
      Bardzo mi przykro, jeśli ktoś nie widzi specjalnej zakładki...

      Usuń
  5. Spodziewałam się, że Emilia jest... nienormalna, ale do tego stopnia? Mam ogromną nadzieję, że Arcadio pojawi się jak najszybciej i uratuję Inezię od złej czarownicy! :)

    http://zasnute.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Nadrobiłam i wbijasz mnie w fotel kobiety.( Przypominam, że czytając twoje opo przestałam palić przed komputerem ^6 strach mi nie pozwala bo szoku mogła bym doznać i połknąć peta O.O) Wiedziałam, że ta stara wariatka coś wymyśli, normalnie wiedziałam. mam nadzieję, że Arcadio wymyśli dla niej ciekawą śmierć bo wkurza mnie baba niemiłosiernie. Czekam na więcej, choć mogę czytać z poślizgiem, praca mnie przygniata ehh

    OdpowiedzUsuń

Byłoby miło, gdybyś zostawił cień po swojej obecności... ;)