ROZDZIAŁ
12
Arcadio
odprowadził Inezię do lasu jeszcze przed świtem. Dał jej czarną sukienkę, aby
miała w czym wrócić – kreacja wtapiała się w noc, czyniąc z niej część jego
świata. Szła w jego płaszczu, aby nie zmarzła, a on odebrał go od niej dopiero,
gdy musieli się rozejść. Kobieta chwyciła go za dłonie, już w rękawiczkach i
przysunęła się blisko, gdy odczuła, że to ostatnie momenty tego spotkania. Jego
słowa się spełniły – nie czuła już strachu w jego obecności.
– Wracaj
do domu. – Powiedział spokojnym półgłosem, przerywając milczenie, jakie ich
otaczało.
–
Jeszcze chwilę. – Przysunęła się, opierając głowę w miejscu jego serca.
On położył
jej ręce na włosach i przeciągną po nich, jak po aksamicie. W jego sercu
budziło się pożądanie, które kazało mu trzymać ją przy sobie, a im bardziej
myślał, że musi ją wypuścić, tym większy wrzał w nim gniew, choć starał się go
nie okazywać.
– Idź. –
Powiedział w końcu. Jego głos zabrzmiał chłodniej, a ciało zesztywniało.
Wyczuwał w sobie napływ negatywnych emocji, więc wolał wypuścić ją zanim zrobi
coś głupiego.
Inezia
odsunęła się. Popatrzyła na jego twarz, na której nie widniały żadne emocje i
oddaliła się, odwracając się po drodze jeszcze kilka razy. Wolała robić, co
każe. Pamiętała o zagrożeniu, jakie na niej spoczywa, mimo że już go nie
odczuwała. Została jej tylko świadomość.
Nie
minęło kilka chwil, jak poranny blask zalał las, który znów stał się piękny i
spokojny. Na twarzy Inezii zagościł delikatny uśmiech, gdy owiał ją ciepły
podmuch wiatru. Kobieta szła energicznym krokiem dotykając rękami drzew, które
zdawały się być jej przyjaciółmi osłaniającymi ją nocą. Zatrzymała się dopiero,
gdy dotarła do własnego domu. Stanęła przy bramie i pchnęła ją czując w swoich
palcach chłód od metalu. Samochodu Jacka nie było, na pewno był już w pracy. Im
bardziej zbliżała się do domu, tym bardziej rosły jej nerwy – nienawidziła tego
uczucia. Zakryła starannie ciętą ranę, aby nikt nic nie widział. Stanęła na
werandzie i pchnęła drzwi. Przywitała ją martwa cisza.
– Nie ma
jej. – Pomyślała, stając na środku salonu. – Ciekawe, czy znaleźli Kate? – Zastanawiała się wchodząc ostrożnie, jak kot po schodach na piętro.
Podążyła
do swojej sypialni, chociaż już w pierwszych momentach do jej nozdrzy dobiegł
dziwny, niezidentyfikowany zapach. W miarę, gdy szła w kierunku swojego pokoju,
zdawał się on coraz bardziej wyrazisty, a nie był za ładny. Inezia kojarzyła go
z zapachem, który roznosił się w domu Marie, kiedy krzątała się po nim policja
i sąsiedzi.
Ostrożnie
weszła do swojej sypialni. Okna miały zasłonięte rolety, nie wiedzieć dlaczego.
Nie zostawiła pokoju w takim stanie, a ten dziwny zapach na pewno nie był jej
perfumami. Szafa była lekko uchylona, na co kobieta zwróciła uwagę.
Nieświadomie zostawiła otwarte drzwi wejściowe, dzięki czemu trochę światła
dziennego wpadało z korytarza. Bez zastanowienia się nad tym, co robi podeszła
do szafy i otworzyła drzwi na oścież.
Z jej
gardła wydarł się przeraźliwy krzyk, który wypełnił dom. Powietrze zrobiło się
ciężkie, a serce kobiety drżało. Patrzyła na zmasakrowane od głębokich ran
zadanych najprawdopodobniej jakimś ostrzem ciało Jacka związane, jak szynka.
Kobieta zrobiła się biała, jak śnieg jej ręce drżały, a nogi miękły. Nie była w
stanie logicznie myśleć, odwróciła się, by ukryć przed swoim wzrokiem ten
makabryczny widok, a pod ścianą, która znajdowała się przed nią zobaczyła
Emilię.
Miała
pochyloną głowę, stała prosto i patrzyła na nią spode łba, uśmiechając się jak
pedofil do małej dziewczynki. Inezia chciała krzyczeć, błagać kogokolwiek o
pomoc, ale nie była w stanie wydać z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Łzy lały
się jej strumieniami po policzkach, a nogi odmawiały posłuszeństwa.
– Czemu
płaczesz, córeczko? – Wyciągnęła zakrwawiony sznur, podobny do tego, którym
związała trupa własnego męża. –Wiesz, że nie ładnie tak uciekać z domu,
dostaniesz karę. – Mówiła psychopatycznym, niskim głosem.
Inezia
patrzyła, jak jej opiekunka zmierzała w jej stronę. Jej serce wyrywało się z piersi,
ale nie była w stanie nawet się ruszyć. Runęła na ziemię i poczuła, jak Emilia
złapała ją mocno zimną, kamienną dłonią za ramię i szarpnęła, przygwożdżając ją
do ziemi.
– Zawsze
byłaś taką dobrą córeczką. – Uśmiechała się, a w jej oczach szalał dziwny
obłęd. – Tak kończy się zadawanie z niewłaściwymi osobami. – Zaczęła
niebezpiecznie szeptać, a Inezia poczuła, jak sznur zacisnął się jej na rękach,
jak wąż wokół ofiary.
– A… –
Wyrwało się z gardła młodej kobiety. Myślała tylko o Arcadio, powtarzając w
głowie jego imię, licząc, że ją wybawi.
– On Ci
tu nie pomoże, kochanie. – Uśmiechnęła się szeroko, jak gdyby wiedząc, że te
słowa są dla niej torturami. – Pójdziesz ze mną, daleko od niego. – Szarpnęła
ją za związane ręce sprawiając, że wstała.
***
Emilia
pchnęła zapłakaną podopieczną na stary koc leżący na kamiennej podłodze w
piwnicy Kate. Chłód, jaki tam panował gryzł porcelanową skórę młodej kobiety,
która ze strachu, rozpaczy i niemocy nie była w stanie się poruszyć. Patrzyła
tylko przerażonym spojrzeniem na starszą kobietę czując, jak gdyby sznury
raniły ją swoim dotykiem.
–
Wszystko będzie dobrze. – Wyszeptała dotykając ją po twarzy sztywnymi rękami. –
Już nigdy stąd nie wyjdziesz, zostaniesz ze mną na zawsze.
Inezia
nie potrafiła się kontrolować, wybuchła łzami, które zalały jej oczy, twarz i
czarną sukienkę. Emilia poczuła wodę na swoich palcach, popatrzyła na te
krystaliczne, słone strumienie i uśmiech znikł z jej twarzy. Wiedziała, że ona
tęskni do Arcadio i ta myśl budziła w niej dziki szał. Pchnęła bezbronną,
związaną kobietę na kamienną ścianę o którą huknęła.
– Nie
płacz córeczko. – Jej głos znów zabrzmiał nisko. – Jeśli spróbujesz wydać z
siebie jakikolwiek dźwięk, aby dać znać komukolwiek, że tu jesteś… Twoja
mamusia będzie bardzo zła. – Uśmiechnęła się znowu, patrząc jak Inezia ponownie
zalewa się rozpaczą.
Wyszła
po drewnianych schodach na powierzchnię, zostawiając Inezię samą w ciemności,
pośród czterech, pustych, kamiennych ścian. Wrogie jej pomieszczenie zdawało
się być dla niej klatką, murem oddzielającym ją od wszystkiego co bezpieczne i
dobre. Jej oczy, obecnie za taflą wody nie mogły przyzwyczaić się do ciemności.
Czuła, jak cała drży z zimna i ze strachu. Jedyną nadzieję pokładała w nastaniu
nocy. Sądziła, że Arcadio będzie jej szukał.
SPIDER