Krótka notka od autora
Mam nadzieję, że długość i zawartość tego rozdziału wynagrodzi Wam tą felerną długość poprzedniego posta.
Miłego czytania, czekam na Wasze opinie.
Spider
ROZDZIAŁ
9
Nocny
mrok otulał Inezię, jak chłodny wiatr, który ucichł w momencie, gdy kobieta
zagłębiła się w leśny teren. Nie wiał tak mocno, jak poprzednio – teraz tylko
delikatnie muskał jej skórę czasem przyprawiając ją o wrażenie, że to on ją
dotyka.
Przez
cały czas towarzyszyło jej poczucie jego obecności. Może dlatego, że faktycznie
był obok lub po prostu to ona sama wyzwalała w sobie takie odczucie. W końcu od
momentu wejścia do lasu myślała tylko o jednym – o nim.
Szła
niemalże na oślep. Nie widziała nic, księżyc nadal był zakryty warstwą chmur,
więc w lesie panowały egipskie ciemności. Kobieta szybko zaczęła żałować, że
nie wzięła latarki, którą oferowała jej przyjaciółka, lecz teraz nie mogła się
już cofnąć. Pozostawało jej tylko iść powoli, ostrożnie przed siebie i obijać
się o drzewa z nadzieją, że to za moment się skończy.
W jej
sercu wciąż kumulował się lęk. Czasem, gdy brała głęboki oddech czuła i
słyszała, jak się trząsł, nie panowała nad tym. Raz po raz ciarki wprawiały jej
ciało w niebezpieczne drżenie, które zaprowadzało chłód w jej wnętrzu – chłód,
który był z jednej strony skutkiem, a z drugiej przyczyną strachu.
Nagle
poczuła, jak jej delikatna skóra uderzyła gwałtownie o korę jednego z drzew.
Nie była w stanie nic zobaczyć, gdyż zacisnęła instynktownie oczy. Poczuła
zimne ostrze na swojej szyi i zamarła. Pobladła w jednej chwili i poczuła, jak
z przerażenia ugięły jej się nogi.
– Inezia.
– Usłyszała znajomy głos i przestała odczuwać dotyk metalu na swoim ciele. Arcadio
otrząsnął się, chowając gdzieś nóż i położył ręce na jej szyi, jak przy
pierwszym spotkaniu.
– Nie
strasz mnie tak. – Wydukała, uspokajając drżenie, w jakie wpadła. Nieocenioną
pomocą okazało się ciepło, jakie od niego dostała.
–
Wybacz. – Wyszeptał prosto do jej ucha dociskając ją swoim ciałem do drzewa.
– Mogę
Cię o coś zapytać? – Postanowiła przejść od razu do sedna.
– Pytaj.
– Co tu
się właściwie dzieje?
–
Dlaczego przychodzisz z tym do mnie? – Odpowiedział jej pytaniem po chwili
milczenia. Zdawać by się mogło, że zastanawiał się, czy w ogóle ciągnąć ten
temat.
– Boję
się tego wszystkiego. – Przyznała z trudem. – Nic nie rozumiem.
– Bardzo
dobrze, że nie rozumiesz. – Powiedział poważnym tonem, a jego oddech obił się o
jej twarz.
– Ale…
– Nie ma
ale. Jeśli się czegokolwiek dowiesz, gwarantuję, że zaczniesz się bać jeszcze
bardziej. One nic Ci nie powiedzą, masz nawet nie próbować ich pytać,
rozumiesz?! – Huknął na nią z niewiadomego powodu.
–
Rozumiem. – Odpowiedziała od razu, zaciskając mu panicznie ręce na koszuli,
mrużąc przy tym oczy.
– Nie
będziesz z Nimi o tym rozmawiała? – Zapytał wymownie po chwili ciszy.
– Nie
będę. – Powiedziała w strachu wiedząc, że tej odpowiedzi oczekuje.
–
Dobrze. – Pogłaskał ją po głowie jak ojciec posłuszną córkę i uspokoił głos. –
Nie rozmawiajmy już o tym.
– Zanim
zamkniemy ten temat, powiedz mi tylko… czy Ty, Emilia i Kate… co Was łączyło?
– Powiedzmy,
że… przyjaźń.
Zapadła
głucha cisza. Inezia pozwoliła mu wziąć się w ramiona. Nic już nie mówiła, choć
jej głowa była pełna myśli. Widziała, że żadne z trójki nic jej nie powie.
Nawet nie miała co próbować, a wręcz wywnioskowała z tego, że to może być
niebezpieczne. Musiała znaleźć kogoś neutralnego, była pewna, że ktoś jeszcze
wie, o co tam między nimi chodziło. Miała w głowie tylko jedną osobę – Jacka.
– Jedno,
co mogę Ci powiedzieć… moja noc jest niebezpieczna, ale to nie oznacza, że za
dnia już nic Ci nie grozi.
***
Gdy
świtał już ranek, Inezia stała naprzeciw swojego domu. Bała się do niego
wchodzić, jej żołądek zaciskał się z nerwów, jak gdyby był owinięty grubym
sznurem, jak dla samobójcy. Kiedy stawiała kolejne kroki stawały się one coraz
bardziej niepewne. Gdy znalazła się już na werandzie domu obejrzała się na las,
z którego przybyła i ostrożnie nacisnęła klamkę.
Otworzyła
drzwi powoli i niepewnie. Wysunęła się zza nich i przewertowała parter domu
uważnym okiem. Ktoś krzątał się w kuchni. Kobieta zamarła i już miała się
wycofać, gdy wyszedł do niej Jack.
–
Inezia. Czemu się tak czaisz? – Uśmiechnął się, wycierając ręce starym,
wyblakłym ręcznikiem.
– Nawet
nie wiesz, jak się cieszę, że Cię widzę. – Kamień spadł jej z serca. – Emilia
jest w domu?
– Nie,
zniknęła z samego rana. Co tu się działo w nocy? – Spytał podejrzliwie. –
Słyszałem jakieś krzyki.
–
Właśnie o tym chciałam z Tobą porozmawiać.
–
Usiądź. – Wskazał jej ręką stół w salonie, a sam podszedł do okna, wyglądał
przez chwilę, potem poszedł do następnego i zrobił to samo. Inezia obserwowała
go uważnie to nie było typowe zachowanie dla niego.
–
Powiedz mi… Emilia zna tego mężczyznę z lasu, prawda?
–
Arcadio? Tak. – Inezia od razu nabrała podejrzeń, gdy zobaczyła, że Jack zna
jego prawdziwe imię.
– Opowiedz
mi wszystko, co wiesz. – Kobieta obserwowała, jak jej opiekun nabrał
niepewności w oczach, gdy usłyszał taką prośbę, dlatego zdecydowała się od razu
podać argument, który by do niego przemówił. – Chcę być bezpieczna, dlatego
muszę wiedzieć, co się tu dzieje.
– Było
Nas sześcioro. Ja, Emilia, Kate, Arcadio… Alex Concer i Konrad Patricker. – Gdy
Jack mówił nazwisko Alexa, w jego oczach wymalował się dziwny smutek. – Ja i
Emilia byliśmy najstarsi, mieliśmy po dziewiętnaście lat. Kate jest cztery lata
młodsza od Nas, tak samo Konrad i Alex. Arcadio był najmłodszy, miał dziesięć
lat. Mieszkał u Alexa, bo nie miał rodziny, dlatego wszędzie go ze sobą
zabierał.
–
Przyjaźniliście się? – Inezia pamiętała to, o czym powiedział jej Arcadio.
– Tak. Wszyscy,
ale Nasze stosunki zaczęły się zmieniać. Ja i Emilia zostaliśmy parą, Kate
zakochała się w Alexie, który nie odwzajemniał jej uczucia. Bardziej liczył się
dla niego Arcadio, traktował go, jak młodszego brata. Kiedyś, pewnej nocy
Konrad znalazł Alexa martwego w jego domu. Był pusty, był tam tylko Arcadio.
– To on
zabił. – Inezia zareagowała tak, jak każdy z miasteczka. Kto inny mógł być
winny?
– Prawdę
mówiąc nie wiadomo, ale policja uznała Arcadio za winnego. Nocą uciekł do lasu,
poszli za nim policjanci, ale żaden nie wrócił. Pozabijał wszystkich. Od tamtej
pory do lasu nocą się nie wchodzi.
–
Przecież… on był tylko dzieckiem. Dziesięciolatek i zabić własnego, nawet
przyszywanego brata? – Inezia ukryła twarz w dłoniach.
To, co
usłyszała spadło na nią, jak grom z nieba. Zrozumiała, że Marie miała rację.
Arcadio nie od zawsze był psychopatą, po prostu ta sytuacja wywarła tak silny
wpływ na jego psychikę i zrobiła z niego mordercę.
–
Porozmawiam z Nim. – Powiedziała po długiej chwili milczenia. Czuła wewnętrzną
potrzebę, aby Arcadio wyjaśnił jej to wszystko.
–
Uważaj. Nie wiesz, jak zareaguje. – Ostrzegł ją Jack, ale Inezia była uparta. –
On zabija, bo nie da się złapać. Ta sprawa, jest jego cieniem.
–
Zapytam czy zabił Alexa, skoro nikt nie miał dowodów…
– Chcesz
udowodnić, że jest niewinny? – Przerwał jej opiekun.
– Jeśli
będę miała pewność, że to nie on.
– Widzę,
że bardzo Ci na nim zależy. – Jack spojrzał kobiecie głęboko w oczy, a na jego
twarzy wymalował się spokojny, ciepły uśmiech.
Inezia
zamilkła. Nie chciała poruszać tego tematu i sama nigdy się nad nim nie
zastanawiała. Popatrzyła na Jacka zaskoczonymi oczami, odetchnęła głęboko
wlepiając wzrok w stół.
– Nie rozmawiajmy
o tym. – Poprosiła.
–
Powiedz mi tylko… jemu na Tobie zależy, prawda?
– Nie
wiem.
– Ale ja
wiem. – Jack wziął ją za rękę. – Daj mu chociaż trochę szczęścia. Pamiętaj, że
on…
Jackowi
przerwał dzwonek jego komórki. Mężczyzna poderwał się i zgarnął telefon z
kominka. Odebrał, wysłuchał swojego rozmówcy i spojrzał na Inezię, a jego twarz
pobladła. Białość, jaka tam zapanowała, zmyła wszelkie pozytywne emocje nawet z
oczu.
– Marie
nie żyje.
SPIDER